Od siedzenia przed kompem zadek boli, od TV-głowa. Jedynym ratunkiem w takiej sytuacji jest wypad z wykrywką. Najlepiej w towarzystwie osób równie zakręconych. Lub choćby jednej.
Od dłuższego czasu znalezienie kogoś do towarzystwa na "wypad" kończyło się fiaskiem. Bo ten żonaty
, tamten dzieciaty
a ów dwa w jednym
. Dlatego telefon od Jaskółki z propozycją wspólnego wypadu w bliższe i (jak się okazało) dalsze okolice Godętowa to było najlepsze, co mogło mi się trafić. Wyjazd w sobotę
skoro świt o dziesiątej doszedł do skutku (nawet nie zniechęcił nas wiszący nad głową deszcz, który wciąż słabiej lub mocniej dawał o sobie znać).
Pierwsze poletko, którego przeszukanie Jaskółka zaklepała tydzień wcześniej z właścicielką osiągnęliśmy dość szybko. Pewnym zaskoczeniem
były wypowiedziane na powitanie słowa właścicielki: "eee, to już wszystko przeszukane". A dalej dowiedziałem się, że zięć Pani jest archeologiem (bezrobotnym zresztą) i sprawdził pole. Faktycznie . Natrafiliśmy na dołki dość niedbale zasypane. Przypuszczalnie informacja o tym, że mamy przyjechać pobudziła zięcia do sprawdzenia, czy przypadkiem czegoś ciekawego na tym polu nie ma.
pole1.JPG
I z pewnością nie było. Zresztą w takiej ilości współczesnych śmieci zalegających w ziemi trudno było cokolwiek ciekawego znaleźć. Mimo chęci
DSCF2316.JPG
Trochę pokręciliśmy się na tym ciekawie położonym terenie (ograniczony z dwóch stron przez niezwykle krętą rzekę Łebę)
DSCF2318.JPG
i jedyne co udało mi się znaleźć to kwitnące w chaszczach nad brzegiem rzeki zawilce.
DSCF2319.JPG
Czyżby wiosna
W nadrzecznej gęstwinie natrafiłem też na takie kwiatki. Nie wiem co to za roślina
, ale malowniczo wygląda w tej szarości.
DSCF2317.JPG
Deszczyk sobie siąpił a my pojechaliśmy dalej. Chciałem trafić w miejsce, gdzie kiedyś trafiały się pruskie fanty. I nie tylko. W pobliżu kiedyś była spora plantacja topinamburu. W środku lasu przy fundamentach jakichś budowli. Ale jakoś nie udało się tego miejsca odnaleźć. Byłem tam dość dawno temu i pamięć zawiodła.
Niejako przy okazji wstąpiliśmy na mijany po drodze stary ewangelicki cmentarz. Metodycznie i precyzyjnie zniszczony.
DSCF2321.JPG
Wszystkie metalowe elementy wyrwane i wywiezione
DSCF2326.JPG
a szklane tablice na nagrobkach skasowane do zera.
DSCF2323.JPG
Smutek.
Kilkaset metrów za cmentarzem zauważyliśmy leżące na pograniczu lasu i nieużytków kamienie. Zatem na pewno nieużytek kiedyś był polem ornym, które warto sprawdzić. Polna drogą dojechaliśmy na miejsce. Zaraz koło samochodu Jaskółka ma sygnał. Niestety-cynkowa blaszka jakich wiele spotyka się na polach, które kiedyś były nawożone obornikiem. W chwilę później jest kolejny sygnał. Tym razem rozjechany fragment starej łyżeczki herbacianej. I obok breneka. Potem łuska od sztucera. A mnie trafia się guziczek. Zwykły, bez zdobień, za to cały i z uszkiem.
DSCF2332.JPG
Potem trafiam drugi guzik, większy. Typowy gładki prusaczek. Zapowiada się obiecująco.
DSCF2346.JPG
DSCF2347.JPG
Jeszcze dwie łuski od sztucera i kolejny guzik. Tym razem idealnie zachowany "gaciowiec" z mosiądzu.
I na tym w zasadzie można poprzestać. Jaskółka też trafiła na guzik. (
Pokaż go, bo nawet nie widziałem). Wyszło jeszcze kilka
śmietków-dwie dupki od naboi do dubeltówki czy pociski (chyba kaliber ok 7 mm), które w coś trafiły. A wszystko to w kwadracie
ca 3 na 3 m. A reszta pola czyściutka. Nic, zero, nul.
Chcieliśmy jeszcze zbadać teren za cmentarzem-też nieużytki-ale napatoczył się lokals w samochodzie z niemieckimi blachami pytając się, czy są grzyby w lesie
. Zatem nasz pobyt w tym miejscu się zakończył. Ruszyliśmy na kolejny cmentarz (a co, pomału już trzeba się zapoznawać z wyglądem miejsc, na które każdy w końcu trafi). A poważnie-kiedyś o tym cmentarzu słyszałem od jednego z mieszkańców pobliskiej wsi i koniecznie chciałem go zobaczyć. Ze względu na pomnik.
A ponieważ to teren dobrze znany mojej towarzyszce, więc poprowadziła mnie tam jak po sznurku. Od leśnej drogi oddzielony szkółką leśną o tej porze roku trudny do zauważenia.
C.
CDN