(Nie tylko nadmorskie) bajdurzenia Cat'a z jesieni, zimy, wi
- Wędrus
- Administrator
- Posty: 2741
- Rejestracja: 10 wrz 2012, o 20:59
- Województwo: Wybierz
- Lokalizacja: Galicja
Re: (Nie tylko nadmorskie) bajdurzenia Cat'a z jesieni, zimy
i to jest właśnie to, co tygrysy lubą najbardziej
p.s. Cat' pilnuj kompa co by znowu nie padł, bo tu masa ludzi "głodnych" opowieści.
p.s. Cat' pilnuj kompa co by znowu nie padł, bo tu masa ludzi "głodnych" opowieści.
"Prawdziwy Polak nie kradnie, tylko zdobywa w walce, konfiskuje albo rekwiruje"
- Goldi
- PLUTONOWY
- Posty: 78
- Rejestracja: 31 paź 2012, o 13:05
- Województwo: Wybierz
Re: (Nie tylko nadmorskie) bajdurzenia Cat'a z jesieni, zimy
Czytając opowieści Catadero włos się jeży na głowie
Super oby więcej takich opowieści
Super oby więcej takich opowieści
- Catadero
- Forumowy reporter
- Posty: 1668
- Rejestracja: 29 paź 2012, o 09:35
- Województwo: Wybierz
Re: (Nie tylko nadmorskie) bajdurzenia Cat'a z jesieni, zimy
Staram się, by to nasze pałętanie się po różnym terenie nie było zbyt szare. A fakty ubrane w odpowiednie słowa wyglądają ciekawiej.
Właśnie odnalazłem kartę pamięci z aparatu, która w zamieszaniu po "upieczeniu się" komputera skutecznie się gdzieś zapodziała.
Czas więc na kolejne bajdurzenia, które bez zdjęć są płaskie jak skarp * * * * * * * *
Jest siódmy kwietnia 2013 roku. Korzystając z wolnego czasu i ładnej pogody wybrałem się z Michałem w teren. Już wkrótce zostaliśmy zaskoczeni ilością śniegu zalegającą na polach. W Trójmieście prawie śladu po zimie już nie było.
* * * * * * *
W trakcie przejazdu zamajaczyła pod lasem chata, która przy oglądzie przez lornetkę sprawiała wrażenie opuszczonej. Niestety-dojazdu nie było i musieliśmy udać się pieszo do Edenu. a po drodze oglądałem różne ślady zwierzaków, które wcześniej chodziły po śniegu. Ślady dzików doprowadziły nas do gospodarstwa.
Rzeczywiście opuszczonego i to nie wiadomo jak dawno temu. Najmłodsza gazeta znaleziona wewnątrz była z połowy lat siedemdziesiątych.
Upewniwszy się, że chata jest opuszczona zaczęliśmy szukanko . Dokładne. I się opłaciło.
Najpierw w stercie śmieci (nie byliśmy tam pierwszymi eksploratorami ) zgromadzonych na środku jednego z pomieszczeń udało się natrafić na szczątki pruskiej czapki żołnierskiej. Dalsze intensywne poszukiwania ujawniły za wersalką metalową puszkę, w której skrył się ciekawie wyglądający papierowy rulon. Po rozwinięciu ukazało nam się 40 monet: 38 cynkowych dziesięciofenigowych z lat 1940-1944 oraz 2 szt. "żółtków". W sumie 4 marki drobnymi Żółte w dobrej kondycji z racji użytego metalu ale cynkowe po raz pierwszy trafiły się w super stanie a jedna mint- z połyskiem jak prosto z banku * * * * * * *
[ciąg dalszy nastąpi]
Właśnie odnalazłem kartę pamięci z aparatu, która w zamieszaniu po "upieczeniu się" komputera skutecznie się gdzieś zapodziała.
Czas więc na kolejne bajdurzenia, które bez zdjęć są płaskie jak skarp * * * * * * * *
Jest siódmy kwietnia 2013 roku. Korzystając z wolnego czasu i ładnej pogody wybrałem się z Michałem w teren. Już wkrótce zostaliśmy zaskoczeni ilością śniegu zalegającą na polach. W Trójmieście prawie śladu po zimie już nie było.
* * * * * * *
W trakcie przejazdu zamajaczyła pod lasem chata, która przy oglądzie przez lornetkę sprawiała wrażenie opuszczonej. Niestety-dojazdu nie było i musieliśmy udać się pieszo do Edenu. a po drodze oglądałem różne ślady zwierzaków, które wcześniej chodziły po śniegu. Ślady dzików doprowadziły nas do gospodarstwa.
Rzeczywiście opuszczonego i to nie wiadomo jak dawno temu. Najmłodsza gazeta znaleziona wewnątrz była z połowy lat siedemdziesiątych.
Upewniwszy się, że chata jest opuszczona zaczęliśmy szukanko . Dokładne. I się opłaciło.
Najpierw w stercie śmieci (nie byliśmy tam pierwszymi eksploratorami ) zgromadzonych na środku jednego z pomieszczeń udało się natrafić na szczątki pruskiej czapki żołnierskiej. Dalsze intensywne poszukiwania ujawniły za wersalką metalową puszkę, w której skrył się ciekawie wyglądający papierowy rulon. Po rozwinięciu ukazało nam się 40 monet: 38 cynkowych dziesięciofenigowych z lat 1940-1944 oraz 2 szt. "żółtków". W sumie 4 marki drobnymi Żółte w dobrej kondycji z racji użytego metalu ale cynkowe po raz pierwszy trafiły się w super stanie a jedna mint- z połyskiem jak prosto z banku * * * * * * *
[ciąg dalszy nastąpi]
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- Catadero
- Forumowy reporter
- Posty: 1668
- Rejestracja: 29 paź 2012, o 09:35
- Województwo: Wybierz
Re: (Nie tylko nadmorskie) bajdurzenia Cat'a z jesieni, zimy
C.D.
W trakcie oglądania monet usłyszeliśmy dobiegające gdzieś zza chaty "wrzaski". Wyszedłem i co widzę ?
Na śnieżnej zamarzniętej skorupie wylądowała para żurawi i krzycząc (w powietrzu to nazywa się klangor a na ziemi ?) spacerowała szukając pożywienia... ...ale gdy zostałem zauważony ptaki udały się na z góry upatrzone pozycje (tzn. majestatycznie kierowały się za wzgórze) nie przerywając obserwacji intruza z aparatem * * * * *
Na zewnątrz zrobiłem kilka zdjęć okiennych okuć. * * * *
Kontynuacja poszukiwań nie dała pozytywnego rezultatu, więc czas było udać się w drogę powrotną.
* * *
Operacja promieni słonecznych trochę nadwątliła wytrzymałość zamarzniętej lodowej skorupy na powierzchni około 30-centymetrowej grubości warstwie śniegu... ...więc zdarzało się często, że wpadałem do połowy łydki w śnieg co było niezwykle uciążliwe.
* *
Kiedy wreszcie dotarliśmy do drogi wyglądała ona mało ciekawie ale mój Poldek z nie takimi trudnościami sobie radził więc i teraz prawie bez problemów udaliśmy się w dalszą drogę.
*
C.
* * * * * *W trakcie oglądania monet usłyszeliśmy dobiegające gdzieś zza chaty "wrzaski". Wyszedłem i co widzę ?
Na śnieżnej zamarzniętej skorupie wylądowała para żurawi i krzycząc (w powietrzu to nazywa się klangor a na ziemi ?) spacerowała szukając pożywienia... ...ale gdy zostałem zauważony ptaki udały się na z góry upatrzone pozycje (tzn. majestatycznie kierowały się za wzgórze) nie przerywając obserwacji intruza z aparatem * * * * *
Na zewnątrz zrobiłem kilka zdjęć okiennych okuć. * * * *
Kontynuacja poszukiwań nie dała pozytywnego rezultatu, więc czas było udać się w drogę powrotną.
* * *
Operacja promieni słonecznych trochę nadwątliła wytrzymałość zamarzniętej lodowej skorupy na powierzchni około 30-centymetrowej grubości warstwie śniegu... ...więc zdarzało się często, że wpadałem do połowy łydki w śnieg co było niezwykle uciążliwe.
* *
Kiedy wreszcie dotarliśmy do drogi wyglądała ona mało ciekawie ale mój Poldek z nie takimi trudnościami sobie radził więc i teraz prawie bez problemów udaliśmy się w dalszą drogę.
*
C.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- Catadero
- Forumowy reporter
- Posty: 1668
- Rejestracja: 29 paź 2012, o 09:35
- Województwo: Wybierz
Re: (Nie tylko nadmorskie) bajdurzenia Cat'a z jesieni, zimy
* * * * *
Dojechaliśmy do miejsca, które według mapy z początku XX w. powinno być ciekawe a mapa z 1977 r. pokazywała, że interesujące nas zabudowania wciąż stoją.
Rozczarowanie to raczej delikatne określenie tego, co poczuliśmy.
Z całego obejścia ostał się tylko jeden dom. Jak najbardziej odpowiedni do obejrzenia od środka. Niestety, chatynka wysprzątana na cacy, łącznie ze strychem
* * * *
Zatem powróćmy do wspomnianej w dwóch poprzednich postach chaty numer jeden .
Zanim opuściliśmy ją na dobre przerzucanie tego całego śmietnika z miejsca na miejsce zaowocowało kolejną paczuszką. Zawiniątko pewnie nie wzbudziło by zainteresowania, ot-szmatka, ale ciut za ciężka jak na sam materiał.
Rzeczywiście-w środku było coś. Nie powiem żebyśmy byli zawiedzeni
* * *
Po obejrzeniu chaty nr 2 udaliśmy się w dalszą drogę, by sprawdzić jeszcze jedno miejsce.
Chata nr 3 także już przeszukiwana przez innych. Prawie pełne umeblowanie, rzeczy powywalane z szaf i zrzucone na kupę. Część domu zawalona. W drugiej sufit trzymał się nie wiadomo na czym.
Ostrożna penetracja...nie ujawniła niczego, co warte byłoby zachodu.
A do tego od podwórza widać było na śniegu sporo śladów wojskowych butów. I to z poprzedniego dnia. Lub nawet z godzin porannych dnia, w którym tam się zjawiliśmy.
Zatem...
Zatem powróćmy do chatynki nr 1 :rotfl:
* *
Prócz tego co powyżej Michał znalazł brzytwę. Nie widziałem jej ale okładziny w kolorze bursztynowym i sporo napisów na ostrzu wzbudziło jego zainteresowanie. Odłożył ją na kulawe krzesło i tak (podobno) leżała sobie wśród śmieci do momentu, gdy krzesło zniknęło pod stosem różności, które spadły wraz z kawałkiem sufitu. Większość stanowiło siano, szmaty, opona itp.
A strych w tym pierwszym domu wyglądał, przynajmniej w tej części, która jeszcze była na miejscu, tak. Zielony gumiak nie należy do inwentarza strychu lecz do wyposażenia eksploratora o imieniu Michał A tak wyglądała część domu, gdzie wejście mogło grozić kalectwem lub śmiercią a nawet przestrachem Eksploracja w takiej sytuacji to taniec na linie.
*
Ale tańcami zajmę się w następnej odsłonie tematu.
C.
Dojechaliśmy do miejsca, które według mapy z początku XX w. powinno być ciekawe a mapa z 1977 r. pokazywała, że interesujące nas zabudowania wciąż stoją.
Rozczarowanie to raczej delikatne określenie tego, co poczuliśmy.
Z całego obejścia ostał się tylko jeden dom. Jak najbardziej odpowiedni do obejrzenia od środka. Niestety, chatynka wysprzątana na cacy, łącznie ze strychem
* * * *
Zatem powróćmy do wspomnianej w dwóch poprzednich postach chaty numer jeden .
Zanim opuściliśmy ją na dobre przerzucanie tego całego śmietnika z miejsca na miejsce zaowocowało kolejną paczuszką. Zawiniątko pewnie nie wzbudziło by zainteresowania, ot-szmatka, ale ciut za ciężka jak na sam materiał.
Rzeczywiście-w środku było coś. Nie powiem żebyśmy byli zawiedzeni
* * *
Po obejrzeniu chaty nr 2 udaliśmy się w dalszą drogę, by sprawdzić jeszcze jedno miejsce.
Chata nr 3 także już przeszukiwana przez innych. Prawie pełne umeblowanie, rzeczy powywalane z szaf i zrzucone na kupę. Część domu zawalona. W drugiej sufit trzymał się nie wiadomo na czym.
Ostrożna penetracja...nie ujawniła niczego, co warte byłoby zachodu.
A do tego od podwórza widać było na śniegu sporo śladów wojskowych butów. I to z poprzedniego dnia. Lub nawet z godzin porannych dnia, w którym tam się zjawiliśmy.
Zatem...
Zatem powróćmy do chatynki nr 1 :rotfl:
* *
Prócz tego co powyżej Michał znalazł brzytwę. Nie widziałem jej ale okładziny w kolorze bursztynowym i sporo napisów na ostrzu wzbudziło jego zainteresowanie. Odłożył ją na kulawe krzesło i tak (podobno) leżała sobie wśród śmieci do momentu, gdy krzesło zniknęło pod stosem różności, które spadły wraz z kawałkiem sufitu. Większość stanowiło siano, szmaty, opona itp.
A strych w tym pierwszym domu wyglądał, przynajmniej w tej części, która jeszcze była na miejscu, tak. Zielony gumiak nie należy do inwentarza strychu lecz do wyposażenia eksploratora o imieniu Michał A tak wyglądała część domu, gdzie wejście mogło grozić kalectwem lub śmiercią a nawet przestrachem Eksploracja w takiej sytuacji to taniec na linie.
*
Ale tańcami zajmę się w następnej odsłonie tematu.
C.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- CYGAN
- Marszałek
- Posty: 7776
- Rejestracja: 9 wrz 2012, o 22:48
- Województwo: Wybierz
Re: (Nie tylko nadmorskie) bajdurzenia Cat'a z jesieni, zimy
Fajny klimacik, uwielbiam grasować po takich ruderach \
Nie jeden skarb już zwlokłem z takich opuszczonych gospodarstw
Czekam na cd....
Cyga....
Nie jeden skarb już zwlokłem z takich opuszczonych gospodarstw
Czekam na cd....
Cyga....
http://www.youtube.com/watch?v=jdLPT8mt6VIPIENIĄDZE TO NIE WSZYSTKO !!!...A WSZYSTKO RESZTĘ TO _ÓJ.....
http://www.youtube.com/watch?v=xLj5xaahdF8
Cyga....
http://www.youtube.com/watch?v=GLv3UNNidto
http://www.youtube.com/watch?v=7av6mgdeCkY
http://www.youtube.com/watch?v=xLj5xaahdF8
Cyga....
http://www.youtube.com/watch?v=GLv3UNNidto
http://www.youtube.com/watch?v=7av6mgdeCkY
- Catadero
- Forumowy reporter
- Posty: 1668
- Rejestracja: 29 paź 2012, o 09:35
- Województwo: Wybierz
Re: (Nie tylko nadmorskie) bajdurzenia Cat'a z jesieni, zimy
Niby grzebie się w cudzych śmieciach ale ile radości z tego grzebania
A podwójna, gdy wyjdzie coś fajnego.
* * * * *
Przyszedł czas na tańce A gdy już wszystko co udało się znaleźć na strychu sprowadziliśmy do parteru i zapakowalismy odpowiednio przyszedł czas na odszukanie brzytwy , o której wspomniałem wcześniej.
(Michał znalazł brzytwę. Nie widziałem jej ale okładziny w kolorze bursztynowym i sporo napisów na ostrzu wzbudziło jego zainteresowanie. Odłożył ją na kulawe krzesło i tak (podobno) leżała sobie wśród śmieci do momentu, gdy krzesło zniknęło pod stosem różności, które spadły wraz z kawałkiem sufitu. Większość stanowiło siano, szmaty, opona itp.)
Rycie w tym wszystkim w pewnym momencie już mi się sprzykrzyło. Wyszedłem pooddychać świeżym powietrzem.
A tu w pewnym momencie kolega puka w szybę i mnie przywołuje. No. Znalazł pewnie tę swoją brzytwę i chce się nią pochwalić. Wchodzę. I myślałem, że upadnę.
* * * *
Michał uśmiechnięty od ucha do ucha. A w ręku-to * * *
Chyba nie muszę dodawać, że poszukiwanie brzytwy odłożyliśmy na jakiś bliżej nieokreślony dalszy termin
* *
Tym razem już opuszczamy chatę nr 1, która na prawdę okazała się numerem jeden.
*
I w ten sposób "mamy" już dwie chaty numer jeden.
Trzeba będzie zajrzeć do nich przynajmniej raz jeszcze
C.
A podwójna, gdy wyjdzie coś fajnego.
* * * * *
Przyszedł czas na tańce A gdy już wszystko co udało się znaleźć na strychu sprowadziliśmy do parteru i zapakowalismy odpowiednio przyszedł czas na odszukanie brzytwy , o której wspomniałem wcześniej.
(Michał znalazł brzytwę. Nie widziałem jej ale okładziny w kolorze bursztynowym i sporo napisów na ostrzu wzbudziło jego zainteresowanie. Odłożył ją na kulawe krzesło i tak (podobno) leżała sobie wśród śmieci do momentu, gdy krzesło zniknęło pod stosem różności, które spadły wraz z kawałkiem sufitu. Większość stanowiło siano, szmaty, opona itp.)
Rycie w tym wszystkim w pewnym momencie już mi się sprzykrzyło. Wyszedłem pooddychać świeżym powietrzem.
A tu w pewnym momencie kolega puka w szybę i mnie przywołuje. No. Znalazł pewnie tę swoją brzytwę i chce się nią pochwalić. Wchodzę. I myślałem, że upadnę.
* * * *
Michał uśmiechnięty od ucha do ucha. A w ręku-to * * *
Chyba nie muszę dodawać, że poszukiwanie brzytwy odłożyliśmy na jakiś bliżej nieokreślony dalszy termin
* *
Tym razem już opuszczamy chatę nr 1, która na prawdę okazała się numerem jeden.
*
I w ten sposób "mamy" już dwie chaty numer jeden.
Trzeba będzie zajrzeć do nich przynajmniej raz jeszcze
C.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- Catadero
- Forumowy reporter
- Posty: 1668
- Rejestracja: 29 paź 2012, o 09:35
- Województwo: Wybierz
Re: (Nie tylko nadmorskie) bajdurzenia Cat'a z jesieni, zimy
Póki co o ostatnich poszukiwaniach.
* * * * * * *
Boże Ciało to dzień, w którym tradycyjnie od kilku lat buszujemy z wykrywaczami. Wszyscy mamy wolne. Wszyscy mamy chęć na dobre znajdy. Ale z tym ostatnim bywa różnie.
Również ostatnio w ten dzień zebraliśmy się i w międzynarodowej obsadzie pojechaliśmy w Bory. Zwłaszcza, że już około piątej rano temperatura powietrza bardzo obiecująco pięła się w górę. Dawno nie odwiedzane miejscówki, jak się okazało -dawno nie odwiedzane przez nas, bo ślady innych szukaczy były -nic już z siebie nie "wypluły". Trzeba było zastanowić się co dalej.
* * * * * *
Dobrze, że miałem w miarę dokładną mapę interesujących nas terenów. I to w odpowiedniej skali. Konsylium rozpracowywało nowe miejscówki, chociaż niektórym potrzebny był doping. Po analizie kilku miejsc udaliśmy się w sam środek sporego kompleksu leśnego. Okazało się to nader słusznym posunięciem, bo po kilkudziesięciu metrach zaczął się festiwal sygnałów. To setki guzików rozsypanych na niewielkim terenie-mniej więcej 5 x 5 m - tak piszczało.
Zbieranie ich to jednak mrówcza, niewdzięczna i szybko nudząca się praca. Kolega (bardziej wytrwały) zebrał grubo ponad setkę (przysłał fotkę zbioru po umyciu) Oczywiście przeczesaliśmy bardzo duży obszar wokół tych 25 metrów kwadratowych. Przyczyna była prosta: skoro pozbyli się balastu w postaci setek nowych, nie używanych guzików to może gdzieś też leżą niepotrzebne orzełki , które znacznie bardziej by cieszyły.
* * * * *
Prócz kilku sporadycznie spotkanych łusek trafiło się jedynie sporo kawałków łańcuchów, podkowa, munsztuk i łańcuch od roweru.
* * * *
Udaliśmy się w kolejne, wytypowane miejsce. Tu niestety moje skatowane kolana nie dały rady na stromiznach i wykrotach w pobliżu rzeki. Wkrótce wycofałem się na z góry upatrzone pozycje. Pospacerowałem sobie wzdłuż leśnych, piaszczystych dróg lecz tylko kilkanaście monet z różnego okresu PRL-u się trafiło. * * *
A potem aparat i na poszukiwanie "robali".
Trzykrotnie stałem się obiektem zainteresowania przelatujących szerszeni ale dzięki obfitemu nasączeniu odzieży środkiem, który "odstrasza komary, kleszcze, muchy i inne owady" jak napisano na opakowaniu za każdym razem skończyło się tylko na kilkakrotnym okrążeniu mojej osoby. I kiedy tak wodziłem wzrokiem za jednym z szerszeni usłyszałem za plecami tupot. Odwróciłem się i tylko mignęły mi dwa dorodne dziki wpadające do lasu po drugiej stronie drogi. Pozostało mi tylko pstryknąć świeżutkie ślady. Szkoda. Bo może udało by się uchwycić przebiegające dziki.
* *
Wkrótce wrócili pozostali uczestnicy wyprawy-z pustymi rękami. Ale z planami na kolejną wyprawę. Jednak już dziś wiem, że w najbliższą sobotę to się nie uda. Haus gestapo nie zezwala kolegom na szwendanie się daleko od domu w kolejny wolny dzień .
*
Moje guziczki po umyciu prezentują się nawet przyzwoicie. Zwłaszcza ilościowo-67 sztuk.
C.
* * * * * * *
Boże Ciało to dzień, w którym tradycyjnie od kilku lat buszujemy z wykrywaczami. Wszyscy mamy wolne. Wszyscy mamy chęć na dobre znajdy. Ale z tym ostatnim bywa różnie.
Również ostatnio w ten dzień zebraliśmy się i w międzynarodowej obsadzie pojechaliśmy w Bory. Zwłaszcza, że już około piątej rano temperatura powietrza bardzo obiecująco pięła się w górę. Dawno nie odwiedzane miejscówki, jak się okazało -dawno nie odwiedzane przez nas, bo ślady innych szukaczy były -nic już z siebie nie "wypluły". Trzeba było zastanowić się co dalej.
* * * * * *
Dobrze, że miałem w miarę dokładną mapę interesujących nas terenów. I to w odpowiedniej skali. Konsylium rozpracowywało nowe miejscówki, chociaż niektórym potrzebny był doping. Po analizie kilku miejsc udaliśmy się w sam środek sporego kompleksu leśnego. Okazało się to nader słusznym posunięciem, bo po kilkudziesięciu metrach zaczął się festiwal sygnałów. To setki guzików rozsypanych na niewielkim terenie-mniej więcej 5 x 5 m - tak piszczało.
Zbieranie ich to jednak mrówcza, niewdzięczna i szybko nudząca się praca. Kolega (bardziej wytrwały) zebrał grubo ponad setkę (przysłał fotkę zbioru po umyciu) Oczywiście przeczesaliśmy bardzo duży obszar wokół tych 25 metrów kwadratowych. Przyczyna była prosta: skoro pozbyli się balastu w postaci setek nowych, nie używanych guzików to może gdzieś też leżą niepotrzebne orzełki , które znacznie bardziej by cieszyły.
* * * * *
Prócz kilku sporadycznie spotkanych łusek trafiło się jedynie sporo kawałków łańcuchów, podkowa, munsztuk i łańcuch od roweru.
* * * *
Udaliśmy się w kolejne, wytypowane miejsce. Tu niestety moje skatowane kolana nie dały rady na stromiznach i wykrotach w pobliżu rzeki. Wkrótce wycofałem się na z góry upatrzone pozycje. Pospacerowałem sobie wzdłuż leśnych, piaszczystych dróg lecz tylko kilkanaście monet z różnego okresu PRL-u się trafiło. * * *
A potem aparat i na poszukiwanie "robali".
Trzykrotnie stałem się obiektem zainteresowania przelatujących szerszeni ale dzięki obfitemu nasączeniu odzieży środkiem, który "odstrasza komary, kleszcze, muchy i inne owady" jak napisano na opakowaniu za każdym razem skończyło się tylko na kilkakrotnym okrążeniu mojej osoby. I kiedy tak wodziłem wzrokiem za jednym z szerszeni usłyszałem za plecami tupot. Odwróciłem się i tylko mignęły mi dwa dorodne dziki wpadające do lasu po drugiej stronie drogi. Pozostało mi tylko pstryknąć świeżutkie ślady. Szkoda. Bo może udało by się uchwycić przebiegające dziki.
* *
Wkrótce wrócili pozostali uczestnicy wyprawy-z pustymi rękami. Ale z planami na kolejną wyprawę. Jednak już dziś wiem, że w najbliższą sobotę to się nie uda. Haus gestapo nie zezwala kolegom na szwendanie się daleko od domu w kolejny wolny dzień .
*
Moje guziczki po umyciu prezentują się nawet przyzwoicie. Zwłaszcza ilościowo-67 sztuk.
C.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- Catadero
- Forumowy reporter
- Posty: 1668
- Rejestracja: 29 paź 2012, o 09:35
- Województwo: Wybierz
Re: (Nie tylko nadmorskie) bajdurzenia Cat'a z jesieni, zimy
Cóż. Wrócę pewnie do opowieści, ale na razie, na rozruch-najbanalniejsze w świecie zdobycie fanta.
*
Kilka dni temu odwiedziłem kolegę. Gadu-gadu i poszliśmy do garażu. Kolega sięgnął do szuflady i podał mi klucz płaski 19x22 ze słowami-w twoich tematach.
Dobra, niemiecka robota. Kluczyk zapewne stary. Dopiero po chwili zauważyłem, dlaczego jest "w moich tematach". Znaleziony w warsztacie na terenie Portu Gdynia.
C.
*
Kilka dni temu odwiedziłem kolegę. Gadu-gadu i poszliśmy do garażu. Kolega sięgnął do szuflady i podał mi klucz płaski 19x22 ze słowami-w twoich tematach.
Dobra, niemiecka robota. Kluczyk zapewne stary. Dopiero po chwili zauważyłem, dlaczego jest "w moich tematach". Znaleziony w warsztacie na terenie Portu Gdynia.
C.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- yukon
- Administrator
- Posty: 10903
- Rejestracja: 9 wrz 2012, o 22:46
- Województwo: Wybierz
- Lokalizacja: Wolna Republika Bieszczad.
- Kontakt:
Re: (Nie tylko nadmorskie) bajdurzenia Cat'a z jesieni, zimy
Ciekawostka, na bank z Schleswig-Holstein
Ps. Fajnie Cat ze znowu cie mozna poczytac
Ps. Fajnie Cat ze znowu cie mozna poczytac
„Bieszczadzkie Pompeje" pokryte „lawą" bujnej karpackiej roślinności.
- Catadero
- Forumowy reporter
- Posty: 1668
- Rejestracja: 29 paź 2012, o 09:35
- Województwo: Wybierz
Re: (Nie tylko nadmorskie) bajdurzenia Cat'a z jesieni, zimy
Pisałbym coś, gdyby było o czym ale wyjść w teren jak na lekarstwo a i te, które dochodzą do skutku to totalna porażka. U nas to już tylko desperaci chodzą po polach w okolicach Gdyni. Cała reszta zalicza tereny po 100 i więcej kilometrów w kierunku południowym i na wschód.
C.
C.
- Catadero
- Forumowy reporter
- Posty: 1668
- Rejestracja: 29 paź 2012, o 09:35
- Województwo: Wybierz
Re: (Nie tylko nadmorskie) bajdurzenia Cat'a z jesieni, zimy
Aby włos się nie jeżył coś o żmudnym poszukiwaniu zastosowania znalezionej duperelkiGoldi pisze:Czytając opowieści Catadero włos się jeży na głowie
Super oby więcej takich opowieści
*
Początek czerwca 2012. A to już pora na przesiewanie plażowego piachu w poszukiwaniu środków na wyprawy. Do Borów Tucholskich na przykład .
I przy okazji takiego przesiewania wśród drobniaków znalazł się taki knopik. Zatrzask. Nie wiem dlaczego nie wywaliłem go jak różne nity od dżinsów czy inne zapinki. Coś jednak musiało w nim być, że trafił do foliowego woreczka.
**
W domu, po oczyszczeniu i z użyciem szkiełka i oka na rewersie ujawnił się napis NEWEY PAT. 20/430-22.
Poszperałem trochę i wyszło, że jest to zatrzask produkowany w Wielkiej Brytanii od 1940 roku. Stosowany przede wszystkim do różnego rodzaju sukienek, spódnic, bluzek.
Ale...
***
Przyjrzałem się temu zatrzaskowi dokładniej bo na jakiejś francuskiej stronie w kontekście obsługi medycznej aliantów znalazłem ciekawą informację. Oto każda z sióstr Czerwonego Krzyża nosiła na ramieniu taką opaskę. Opaski standardowo były wytwarzane w jednym rozmiarze ale można je było zmniejszać w zależności od potrzeb za pomocą trzech par guzków, na których zapinano jedną parę zatrzasków. Takich knopików. ****
Francuz w opisie napisał-"potrójnie złożony materiał."
No to macie *****
Ale jak pojedynczy zatrzask z wojennej, alianckiej opaski siostry Czerwonego Krzyża trafił na gdyńską plażę nie podejmuję się ustalić. Tego nawet Sherlock Holmes i Herkules Poirot w tandemie nie byliby w stanie ustalić.
C.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- Catadero
- Forumowy reporter
- Posty: 1668
- Rejestracja: 29 paź 2012, o 09:35
- Województwo: Wybierz
Re: (Nie tylko nadmorskie) bajdurzenia Cat'a z jesieni, zimy
Huragan Alexandra przeszedł (jakoś marnie wiało u nas ) więc trzeba było wyskoczyć nad otwarte morze, by rozejrzeć się po plaży za wyrzuconymi na brzeg monetkami.
Trasa trochę się dłużyła, bo droga śliska. W końcu jednak dotarliśmy. Plaża gładka prawie jak stół, ale pokryta centymetrową, twardą jak kamień zmarzliną piachu. Słoneczko jeszcze nieśmiało zza lasu się wychyla a połówka księżyca ociąga się ze znikaniem. Najpierw inspekcja brzegu, ale na bardzo długim odcinku niczego na wierzchu nie ma. Trzeba niestety zacząć czesanie plaży. Czasem coś tam piśnie pod cewką, ale jest to tylko współczesny bilon. W sumie w ciągu kilku godzin udało się wydrzeć spod skorupy piachu kasy na jakieś 2 litry paliwa...
My walczyliśmy na lądzie natomiast na horyzoncie błyskał słońcem odbitym w żaglu trimaran. Zdjęcie zrobiłem na maksymalnym zoomie. A potem padły baterie w aparacie...
A szkoda, bo w powrotnej drodze przez podmokłe łąki zobaczyłem czaplę siwą, polującą na coś. Stała nieruchomo z wyciągniętą do przodu głową i dziobem celującym w sporą kępę trawy. O tej porze roku to chyba tylko jakiś gryzoń mógł się znaleźć na celowniku.
Dzień z wykrywką zaliczony. Porcja jodu pobrana z atmosfery. Fanty... , fanty nie są najważniejsze.
Darz Dół C.
Trasa trochę się dłużyła, bo droga śliska. W końcu jednak dotarliśmy. Plaża gładka prawie jak stół, ale pokryta centymetrową, twardą jak kamień zmarzliną piachu. Słoneczko jeszcze nieśmiało zza lasu się wychyla a połówka księżyca ociąga się ze znikaniem. Najpierw inspekcja brzegu, ale na bardzo długim odcinku niczego na wierzchu nie ma. Trzeba niestety zacząć czesanie plaży. Czasem coś tam piśnie pod cewką, ale jest to tylko współczesny bilon. W sumie w ciągu kilku godzin udało się wydrzeć spod skorupy piachu kasy na jakieś 2 litry paliwa...
My walczyliśmy na lądzie natomiast na horyzoncie błyskał słońcem odbitym w żaglu trimaran. Zdjęcie zrobiłem na maksymalnym zoomie. A potem padły baterie w aparacie...
A szkoda, bo w powrotnej drodze przez podmokłe łąki zobaczyłem czaplę siwą, polującą na coś. Stała nieruchomo z wyciągniętą do przodu głową i dziobem celującym w sporą kępę trawy. O tej porze roku to chyba tylko jakiś gryzoń mógł się znaleźć na celowniku.
Dzień z wykrywką zaliczony. Porcja jodu pobrana z atmosfery. Fanty... , fanty nie są najważniejsze.
Darz Dół C.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- Catadero
- Forumowy reporter
- Posty: 1668
- Rejestracja: 29 paź 2012, o 09:35
- Województwo: Wybierz
Re: (Nie tylko nadmorskie) bajdurzenia Cat'a z jesieni, zimy
Kilka dni temu spontaniczny wypad nad Wisłę (kolega miał coś do załatwienia). Po drugiej stronie Chełmno. Po naszej-miejsce przeprawy w czasie ucieczki przed Niemcami w 1939. Na polu (jedynym w okolicy nie obsianym) za zgodą rolnika i w asyście syna mozolne przeszukiwanie. Co rusz trafia się żelazny złom. I kiedy miałem już dość-pod (gruszą, jabłonią?) sygnał taki nietypowy. Znowu żelastwo ale do jakiejś stalowej listwy przyklejone dwie duże mosiężne łuski. Zabrałem. Powrót do domu, fanty niech się wysuszą.
Dzisiaj podczyściłem. Obie wyglądają jakby służyły za lampkę oliwną w okopie. Zgniecione ze szczeliną na knot.
Przewidywałem, że mogą być polskie i są Oznaczone orłem u góry i symbolem A 1 na dole.
Wrześniowe. 26 m/m średnicy i 100 m/m wysokości.
Jutro lepsze foty (+ jedna łuska, która leży w piwnicy).
C.
Dzisiaj podczyściłem. Obie wyglądają jakby służyły za lampkę oliwną w okopie. Zgniecione ze szczeliną na knot.
Przewidywałem, że mogą być polskie i są Oznaczone orłem u góry i symbolem A 1 na dole.
Wrześniowe. 26 m/m średnicy i 100 m/m wysokości.
Jutro lepsze foty (+ jedna łuska, która leży w piwnicy).
C.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- Catadero
- Forumowy reporter
- Posty: 1668
- Rejestracja: 29 paź 2012, o 09:35
- Województwo: Wybierz
Re: (Nie tylko nadmorskie) bajdurzenia Cat'a z jesieni, zimy
Jak na razie pogoda nie zachęca (mnie nie zachęca ) do wyjścia w teren więc coś z archiwum.
*****
Tak gdzieś ponad dwa lata temu stałem się posiadaczem kilku zdjęć z albumu. Tylko kilku, bo reszta była nieosiągalna. Nikt nie wiedział nic na temat zestawu poza tym, że przywiózł to Polak wracający po wojnie do kraju z zagranicy.
Trochę czasu zajęło mi odnalezienie miejsc z fotek. Zdjęć jest trochę więcej a w tym te, dzięki którym poszukiwania miejsca się powiodły.
Najważniejsze było to-dało się odczytać nazwę restauracji. George Inn. Przekopałem internet (okazało się, że nazwa dość popularna). Ale na "Angoli" można liczyć. Restauracja nie zmieniła nazwy od czasów wojny (poza tym, że dodano 'The') i stoi w tym samym miejscu. Miejscowość to Weymouth, położone w południowej Anglii w hrabstwie Dorset, portowe miasto u ujścia rzeki Wey do kanału LaManche (lub Kanału Angielskiego, jak uważają Brytyjczycy).
Połączenie ze sobą brytyjskiego wybrzeża nad Kanałem LaManche, żołnierzy i II wojny światowej to można już mieć nadzieję na coś ciekawego.
Idąc dalej tym tropem znalazłem taką fotografię-amerykańscy żołnierze na ulicach Weymouth. i sporo informacji o tym, że w tym porcie był jeden z punktów koncentracji wojsk alianckich przed desantem na Normandię.
C.
cdn.
*****
Tak gdzieś ponad dwa lata temu stałem się posiadaczem kilku zdjęć z albumu. Tylko kilku, bo reszta była nieosiągalna. Nikt nie wiedział nic na temat zestawu poza tym, że przywiózł to Polak wracający po wojnie do kraju z zagranicy.
Trochę czasu zajęło mi odnalezienie miejsc z fotek. Zdjęć jest trochę więcej a w tym te, dzięki którym poszukiwania miejsca się powiodły.
Najważniejsze było to-dało się odczytać nazwę restauracji. George Inn. Przekopałem internet (okazało się, że nazwa dość popularna). Ale na "Angoli" można liczyć. Restauracja nie zmieniła nazwy od czasów wojny (poza tym, że dodano 'The') i stoi w tym samym miejscu. Miejscowość to Weymouth, położone w południowej Anglii w hrabstwie Dorset, portowe miasto u ujścia rzeki Wey do kanału LaManche (lub Kanału Angielskiego, jak uważają Brytyjczycy).
Połączenie ze sobą brytyjskiego wybrzeża nad Kanałem LaManche, żołnierzy i II wojny światowej to można już mieć nadzieję na coś ciekawego.
Idąc dalej tym tropem znalazłem taką fotografię-amerykańscy żołnierze na ulicach Weymouth. i sporo informacji o tym, że w tym porcie był jeden z punktów koncentracji wojsk alianckich przed desantem na Normandię.
C.
cdn.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.