
*************************************************************************************************************************
Przeglądam od czasu do czasu szuflady, pudełka, albumy ze zdjęciami. Wiele z nich wiąże się z różnego rodzaju wyprawami, przygodami, znaleziskami. Niektóre zdjęcia mają więcej lat niż znaczna część forumowiczów ma lat. Tyle, że oni jeszcze się wspinają a ja mam już mocno z górki.
Dlatego sporo zdjęć będzie okraszonych moim marudzeniem na temat-lub tylko w pobliżu tematu. Ale czasem otoczka sytuacyjna jest tym katalizatorem, który pozwoli zrozumieć "co poeta chciał w wierszu przekazać".


Z góry przepraszam za pokazywane znaleziska, darowizny i zakupy. Znacznej większości już nie ma w moich zbiorach a i ta reszta wkrótce pewnie zmieni właściciela.

Zaczynałem wtedy, gdy jeszcze nie było takiego ciśnienia na różne ciekawostki, prawie w każdej wsi był przynajmniej jeden stary motocykl do kupienia a w niektórych chatach w normalnym użyciu była lampa naftowa i radio na baterie.
Dzisiaj na prawdę trzeba się nagimnastykować by dostać się do chaty, mieć pozwolenie od właściciela gruntu czy wymigać się w przypadku spotkania III-go stopnia :-? Zwłaszcza, że czas kiedy mogłem śmignąć jak zajączek w krzaki minął bezpowrotnie :rozpacz: i preferuję tereny płaskie.
Nie mam nic przeciwko komentarzom, pytaniom itp.


Na dobry początek

Był sobie taki zaniedbany dwór. Trawiły go pożary, z cegieł okradali okoliczni mieszkańcy. (widać na zdjęciu wypiłowane belki ze stropu).
Poszukiwacze też tam zaglądali i panowała powszechna opinia, że tam nic nie ma.
Kiedyś, będąc na miejscówce w pobliżu, wpadłem, żeby jeszcze raz dokładniej pooglądać sobie zabudowania (teren wokół był podmokły i tak zarośnięty, że o machaniu wykrywaczem można było zapomnieć). Przy okazji cyknąłem fotkę moją lustrzanką marki Practica Super TL. Z samowyzwalaczem, of course

Cegły udało się wyjąć. Wewnątrz, w ceglano-ziemnej jamie tkwił pakunek. Owinięty w czarne coś (co potem okazało się papą) i obwiązany grubym sznurem. Bałem się to ruszyć więc konieczne było wyjście na zewnątrz. Poszukałem kawałka drutu, do którego przywiązałem kilkanaście metrów
linki. Za pomocą tej kombinacji z bezpiecznego miejsca na zewnątrz powoli ciągnąłem, ciągnąłem i ciągnąłem. Aż spadło. Ciekawość kazała wejść i zobaczyć co to a rozsądek wstrzymywał. Nic nie wybuchło więc w końcu wyciągnąłem pakunek na dzienne światło.
Po oględzinach zdecydowałem się na rozcięcie sznura (co poszło łatwo) i rozpakowanie z papy (co wymagało cierpliwości i siły). W środku szmata a w niej...
(tak byłem zaabsorbowany znaleziskiem, że nawet zapomniałem o robieniu zdjęć. Dość, że dostałem przyspieszenia-zawinięte w szmatę znajdki do samochodu, sprzęt byle jak na tylne siedzenie i jazda-zanim mnie ktoś zobaczy).
Dopiero w domu, po oczyszczeniu, zrobiłem zbiorcze zdjęcie. Emocje opadły, bo okazało się, że to alpaka. Tylko łopatka do ciast była z pruską próbą srebra 800.

C.