(Nie tylko nadmorskie) bajdurzenia Cat'a z jesieni, zimy, wi
- Catadero
- Forumowy reporter
- Posty: 1680
- Rejestracja: 29 paź 2012, o 09:35
- Województwo: Wybierz
(Nie tylko nadmorskie) bajdurzenia Cat'a z jesieni, zimy, wi
Cały tytuł miał brzmieć :( Nie tylko nadmorskie) bajdurzenia Cat'a z jesieni, zimy, wiosny i lata. Ale nie weszło
*************************************************************************************************************************
Przeglądam od czasu do czasu szuflady, pudełka, albumy ze zdjęciami. Wiele z nich wiąże się z różnego rodzaju wyprawami, przygodami, znaleziskami. Niektóre zdjęcia mają więcej lat niż znaczna część forumowiczów ma lat. Tyle, że oni jeszcze się wspinają a ja mam już mocno z górki.
Dlatego sporo zdjęć będzie okraszonych moim marudzeniem na temat-lub tylko w pobliżu tematu. Ale czasem otoczka sytuacyjna jest tym katalizatorem, który pozwoli zrozumieć "co poeta chciał w wierszu przekazać". Oczywiście nie gwarantuję, że wszystko co napiszę będzie szczerą do bólu prawdą więc czytajcie to wszystko z przymrużonym jednym okiem
Z góry przepraszam za pokazywane znaleziska, darowizny i zakupy. Znacznej większości już nie ma w moich zbiorach a i ta reszta wkrótce pewnie zmieni właściciela.
Zaczynałem wtedy, gdy jeszcze nie było takiego ciśnienia na różne ciekawostki, prawie w każdej wsi był przynajmniej jeden stary motocykl do kupienia a w niektórych chatach w normalnym użyciu była lampa naftowa i radio na baterie.
Dzisiaj na prawdę trzeba się nagimnastykować by dostać się do chaty, mieć pozwolenie od właściciela gruntu czy wymigać się w przypadku spotkania III-go stopnia :-? Zwłaszcza, że czas kiedy mogłem śmignąć jak zajączek w krzaki minął bezpowrotnie :rozpacz: i preferuję tereny płaskie.
Nie mam nic przeciwko komentarzom, pytaniom itp.
Na dobry początek
Był sobie taki zaniedbany dwór. Trawiły go pożary, z cegieł okradali okoliczni mieszkańcy. (widać na zdjęciu wypiłowane belki ze stropu).
Poszukiwacze też tam zaglądali i panowała powszechna opinia, że tam nic nie ma.
Kiedyś, będąc na miejscówce w pobliżu, wpadłem, żeby jeszcze raz dokładniej pooglądać sobie zabudowania (teren wokół był podmokły i tak zarośnięty, że o machaniu wykrywaczem można było zapomnieć). Przy okazji cyknąłem fotkę moją lustrzanką marki Practica Super TL. Z samowyzwalaczem, of course W olbrzymim budynku gospodarczym nic ciekawego nie było. Do zrobienia zdjęcia nadawał się idealnie bo oświetlanie zapewniał brak dachu. Pod budynkiem znajdowały się równie wielkie podziemia-piwnice na wino i zapasy. I kiedy tak sobie z latarką oglądałem podłogę ułożoną z cegieł, ściany i łukowe sklepienia zaciekawił mnie placek z innego trochę tynku na jednaj ze ścian. Wróciłem do samochodu i zaopatrzony w specjalnie przygotowany na takie okazje młotek (ciekawe gdzie on teraz leżakuje ?) przystąpiłem do opukiwania. Tynk ze ściany dał się odkuć bez problemu. Pod nim kilka cegieł, takich jak w całej budowli,ale dość niechlujnie ułożonych i prawie bez zaprawy. Dreszcz jaki mnie przeszedł od miejsca, gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę, aż do czubka głowy, spowodował szybsze bicie serca.
Cegły udało się wyjąć. Wewnątrz, w ceglano-ziemnej jamie tkwił pakunek. Owinięty w czarne coś (co potem okazało się papą) i obwiązany grubym sznurem. Bałem się to ruszyć więc konieczne było wyjście na zewnątrz. Poszukałem kawałka drutu, do którego przywiązałem kilkanaście metrów
linki. Za pomocą tej kombinacji z bezpiecznego miejsca na zewnątrz powoli ciągnąłem, ciągnąłem i ciągnąłem. Aż spadło. Ciekawość kazała wejść i zobaczyć co to a rozsądek wstrzymywał. Nic nie wybuchło więc w końcu wyciągnąłem pakunek na dzienne światło.
Po oględzinach zdecydowałem się na rozcięcie sznura (co poszło łatwo) i rozpakowanie z papy (co wymagało cierpliwości i siły). W środku szmata a w niej...
(tak byłem zaabsorbowany znaleziskiem, że nawet zapomniałem o robieniu zdjęć. Dość, że dostałem przyspieszenia-zawinięte w szmatę znajdki do samochodu, sprzęt byle jak na tylne siedzenie i jazda-zanim mnie ktoś zobaczy).
Dopiero w domu, po oczyszczeniu, zrobiłem zbiorcze zdjęcie. Emocje opadły, bo okazało się, że to alpaka. Tylko łopatka do ciast była z pruską próbą srebra 800.
dziękuję za uwagę :rotfl:
C.
*************************************************************************************************************************
Przeglądam od czasu do czasu szuflady, pudełka, albumy ze zdjęciami. Wiele z nich wiąże się z różnego rodzaju wyprawami, przygodami, znaleziskami. Niektóre zdjęcia mają więcej lat niż znaczna część forumowiczów ma lat. Tyle, że oni jeszcze się wspinają a ja mam już mocno z górki.
Dlatego sporo zdjęć będzie okraszonych moim marudzeniem na temat-lub tylko w pobliżu tematu. Ale czasem otoczka sytuacyjna jest tym katalizatorem, który pozwoli zrozumieć "co poeta chciał w wierszu przekazać". Oczywiście nie gwarantuję, że wszystko co napiszę będzie szczerą do bólu prawdą więc czytajcie to wszystko z przymrużonym jednym okiem
Z góry przepraszam za pokazywane znaleziska, darowizny i zakupy. Znacznej większości już nie ma w moich zbiorach a i ta reszta wkrótce pewnie zmieni właściciela.
Zaczynałem wtedy, gdy jeszcze nie było takiego ciśnienia na różne ciekawostki, prawie w każdej wsi był przynajmniej jeden stary motocykl do kupienia a w niektórych chatach w normalnym użyciu była lampa naftowa i radio na baterie.
Dzisiaj na prawdę trzeba się nagimnastykować by dostać się do chaty, mieć pozwolenie od właściciela gruntu czy wymigać się w przypadku spotkania III-go stopnia :-? Zwłaszcza, że czas kiedy mogłem śmignąć jak zajączek w krzaki minął bezpowrotnie :rozpacz: i preferuję tereny płaskie.
Nie mam nic przeciwko komentarzom, pytaniom itp.
Na dobry początek
Był sobie taki zaniedbany dwór. Trawiły go pożary, z cegieł okradali okoliczni mieszkańcy. (widać na zdjęciu wypiłowane belki ze stropu).
Poszukiwacze też tam zaglądali i panowała powszechna opinia, że tam nic nie ma.
Kiedyś, będąc na miejscówce w pobliżu, wpadłem, żeby jeszcze raz dokładniej pooglądać sobie zabudowania (teren wokół był podmokły i tak zarośnięty, że o machaniu wykrywaczem można było zapomnieć). Przy okazji cyknąłem fotkę moją lustrzanką marki Practica Super TL. Z samowyzwalaczem, of course W olbrzymim budynku gospodarczym nic ciekawego nie było. Do zrobienia zdjęcia nadawał się idealnie bo oświetlanie zapewniał brak dachu. Pod budynkiem znajdowały się równie wielkie podziemia-piwnice na wino i zapasy. I kiedy tak sobie z latarką oglądałem podłogę ułożoną z cegieł, ściany i łukowe sklepienia zaciekawił mnie placek z innego trochę tynku na jednaj ze ścian. Wróciłem do samochodu i zaopatrzony w specjalnie przygotowany na takie okazje młotek (ciekawe gdzie on teraz leżakuje ?) przystąpiłem do opukiwania. Tynk ze ściany dał się odkuć bez problemu. Pod nim kilka cegieł, takich jak w całej budowli,ale dość niechlujnie ułożonych i prawie bez zaprawy. Dreszcz jaki mnie przeszedł od miejsca, gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę, aż do czubka głowy, spowodował szybsze bicie serca.
Cegły udało się wyjąć. Wewnątrz, w ceglano-ziemnej jamie tkwił pakunek. Owinięty w czarne coś (co potem okazało się papą) i obwiązany grubym sznurem. Bałem się to ruszyć więc konieczne było wyjście na zewnątrz. Poszukałem kawałka drutu, do którego przywiązałem kilkanaście metrów
linki. Za pomocą tej kombinacji z bezpiecznego miejsca na zewnątrz powoli ciągnąłem, ciągnąłem i ciągnąłem. Aż spadło. Ciekawość kazała wejść i zobaczyć co to a rozsądek wstrzymywał. Nic nie wybuchło więc w końcu wyciągnąłem pakunek na dzienne światło.
Po oględzinach zdecydowałem się na rozcięcie sznura (co poszło łatwo) i rozpakowanie z papy (co wymagało cierpliwości i siły). W środku szmata a w niej...
(tak byłem zaabsorbowany znaleziskiem, że nawet zapomniałem o robieniu zdjęć. Dość, że dostałem przyspieszenia-zawinięte w szmatę znajdki do samochodu, sprzęt byle jak na tylne siedzenie i jazda-zanim mnie ktoś zobaczy).
Dopiero w domu, po oczyszczeniu, zrobiłem zbiorcze zdjęcie. Emocje opadły, bo okazało się, że to alpaka. Tylko łopatka do ciast była z pruską próbą srebra 800.
dziękuję za uwagę :rotfl:
C.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- yukon
- Administrator
- Posty: 10922
- Rejestracja: 9 wrz 2012, o 22:46
- Województwo: Wybierz
- Lokalizacja: Wolna Republika Bieszczad.
- Kontakt:
Re: (Nie tylko nadmorskie) bajdurzenia Cat'a z jesieni, zimy
ja osobiscie bardzo lubie takie opowiesci i czekam na wiecej
szkoda ze to nie bylo zloto:)
szkoda ze to nie bylo zloto:)
„Bieszczadzkie Pompeje" pokryte „lawą" bujnej karpackiej roślinności.
- Wędrus
- Administrator
- Posty: 2741
- Rejestracja: 10 wrz 2012, o 20:59
- Województwo: Wybierz
- Lokalizacja: Galicja
Re: (Nie tylko nadmorskie) bajdurzenia Cat'a z jesieni, zimy
no tak nam rób jeszcze Catadero
"Prawdziwy Polak nie kradnie, tylko zdobywa w walce, konfiskuje albo rekwiruje"
- Jaskółka
- Moderator
- Posty: 2581
- Rejestracja: 9 gru 2012, o 16:23
- Województwo: Pomorskie
Re: (Nie tylko nadmorskie) bajdurzenia Cat'a z jesieni, zimy
Emocje jakie Ci towarzyszyły ... bezcenne
Czekam z niecierpliwością na kolejne fotorelacje
A młoteczek pewnie się znajdzie .... tylko zrób porządek w samochodzie
Czekam z niecierpliwością na kolejne fotorelacje
A młoteczek pewnie się znajdzie .... tylko zrób porządek w samochodzie
nil admirari
- Catadero
- Forumowy reporter
- Posty: 1680
- Rejestracja: 29 paź 2012, o 09:35
- Województwo: Wybierz
Re: (Nie tylko nadmorskie) bajdurzenia Cat'a z jesieni, zimy
Dzisiejsza zimowa wyprawa nie doszła do skutku więc siadam i
*************************************************************************************
Bory Tucholskie. Rejon, który odwiedzałem dziesiątki razy. Czasem 8-10 godzin łazikowania a efekty mierne. Czasem trafiało się miejsce, które zaskakiwało tym, co można było znaleźć.
Różnorodna gleba sprawiała, że czasem łuska od pepeszki wyglądała jakby leżała w kwasie a czasem pruska moneta zagubiona na początku XX wieku miała całkiem świeży wygląd.
Pomijając militarkę (o której jeszcze będzie) wychodziło sporo pruskich monet. Fenigowa drobnica ale każda sztuka cieszy tak samo. A gdy trafia się kilka . Monety ewidentnie zakopane w lesie jako bezużyteczne po pierwszej wojnie. Tereny Borów objęła Polska i żal było wyrzucić pieniądze, które, jak sądzili niektórzy, mogą się jeszcze kiedyś przydać.
W sumie, w dwóch dołkach obok siebie, było około 60 monet. Moje 21. Najmłodsze z 1918 r. Monety były w tak dobrym stanie, że wystarczyło moczenie w oliwce i oczyszczenie mechaniczne. Drewnianą wykałaczką
(Na marginesie-uśmiech z twarzy starło mi znalezisko kolegi raptem 3 metry obok mnie-ale o tym w kolejnej części bajdurzenia)
Zdarzały się też całkiem nieoczekiwane znaleziska.
Las, las, las. Długie godziny z sygnałami, które pozwalają wydobyć na dzienne światło leżące od lat łuski-pepeszko-tetetkowe, mauserowskie niemieckie i te, które cieszą najbardziej-z polskimi sygnowaniami zachowane w stanie prawie idealnym.
W końcu zbliżamy się do leśnej drogi. Poniżej bagienko jakich wiele w tym rejonie. Do każdego warto się zbliżyć i jak najdalej wyciągnąć wykrywacz nad wodę. I z zachowaniem rozsądku, bo już raz wracałem w skarpetach, gdy bagienko ślicznie zassało moje gumiaki a ja wydostałem się tylko dzięki pomocy kolegów.
Ale tym razem w wodzie nic nie piszczy. Robimy zwrot i klasyczną tyralierą (czy cztery osoby to już tyraliera ? nie wiem) czeszemy podmokłą część lasu. Cisza. Aż do momentu wejścia na niewielkie, suche wzniesienie. Najpierw kilka polskich łusek od polskiego mausera a potem...
Potem już gęby okraszone szerokim uśmiechem bo pokazały się łyżki. Ładne, bo czyste. Dość czyste jak na kilkudziesięcioletnie zaleganie w ziemi. I nie dość, że srebrne i stare to jeszcze polskie.
Zagadką jest, czy schowane przez cywila czy przez żołnierza, który ostrzeliwał wroga a potem nie chciał do niewoli iść z czymś, co było dla niego cenne. Z drugiej strony dziwne, że nie było tam nic innego, typowo wojskowego, jak np. bagnet, odznaka pułkowa czy własny nieśmiertelnik.
A teren przeszukaliśmy wzorowo.
C.
*************************************************************************************
Bory Tucholskie. Rejon, który odwiedzałem dziesiątki razy. Czasem 8-10 godzin łazikowania a efekty mierne. Czasem trafiało się miejsce, które zaskakiwało tym, co można było znaleźć.
Różnorodna gleba sprawiała, że czasem łuska od pepeszki wyglądała jakby leżała w kwasie a czasem pruska moneta zagubiona na początku XX wieku miała całkiem świeży wygląd.
Pomijając militarkę (o której jeszcze będzie) wychodziło sporo pruskich monet. Fenigowa drobnica ale każda sztuka cieszy tak samo. A gdy trafia się kilka . Monety ewidentnie zakopane w lesie jako bezużyteczne po pierwszej wojnie. Tereny Borów objęła Polska i żal było wyrzucić pieniądze, które, jak sądzili niektórzy, mogą się jeszcze kiedyś przydać.
W sumie, w dwóch dołkach obok siebie, było około 60 monet. Moje 21. Najmłodsze z 1918 r. Monety były w tak dobrym stanie, że wystarczyło moczenie w oliwce i oczyszczenie mechaniczne. Drewnianą wykałaczką
(Na marginesie-uśmiech z twarzy starło mi znalezisko kolegi raptem 3 metry obok mnie-ale o tym w kolejnej części bajdurzenia)
Zdarzały się też całkiem nieoczekiwane znaleziska.
Las, las, las. Długie godziny z sygnałami, które pozwalają wydobyć na dzienne światło leżące od lat łuski-pepeszko-tetetkowe, mauserowskie niemieckie i te, które cieszą najbardziej-z polskimi sygnowaniami zachowane w stanie prawie idealnym.
W końcu zbliżamy się do leśnej drogi. Poniżej bagienko jakich wiele w tym rejonie. Do każdego warto się zbliżyć i jak najdalej wyciągnąć wykrywacz nad wodę. I z zachowaniem rozsądku, bo już raz wracałem w skarpetach, gdy bagienko ślicznie zassało moje gumiaki a ja wydostałem się tylko dzięki pomocy kolegów.
Ale tym razem w wodzie nic nie piszczy. Robimy zwrot i klasyczną tyralierą (czy cztery osoby to już tyraliera ? nie wiem) czeszemy podmokłą część lasu. Cisza. Aż do momentu wejścia na niewielkie, suche wzniesienie. Najpierw kilka polskich łusek od polskiego mausera a potem...
Potem już gęby okraszone szerokim uśmiechem bo pokazały się łyżki. Ładne, bo czyste. Dość czyste jak na kilkudziesięcioletnie zaleganie w ziemi. I nie dość, że srebrne i stare to jeszcze polskie.
Zagadką jest, czy schowane przez cywila czy przez żołnierza, który ostrzeliwał wroga a potem nie chciał do niewoli iść z czymś, co było dla niego cenne. Z drugiej strony dziwne, że nie było tam nic innego, typowo wojskowego, jak np. bagnet, odznaka pułkowa czy własny nieśmiertelnik.
A teren przeszukaliśmy wzorowo.
C.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- Wędrus
- Administrator
- Posty: 2741
- Rejestracja: 10 wrz 2012, o 20:59
- Województwo: Wybierz
- Lokalizacja: Galicja
Re: (Nie tylko nadmorskie) bajdurzenia Cat'a z jesieni, zimy
Super
"Prawdziwy Polak nie kradnie, tylko zdobywa w walce, konfiskuje albo rekwiruje"
- Jaskółka
- Moderator
- Posty: 2581
- Rejestracja: 9 gru 2012, o 16:23
- Województwo: Pomorskie
Re: (Nie tylko nadmorskie) bajdurzenia Cat'a z jesieni, zimy
Jak Ci więcej wyjazdów nie wyjdzie , to nam tu więcej napiszesz
nil admirari
- Wędrus
- Administrator
- Posty: 2741
- Rejestracja: 10 wrz 2012, o 20:59
- Województwo: Wybierz
- Lokalizacja: Galicja
Re: (Nie tylko nadmorskie) bajdurzenia Cat'a z jesieni, zimy
Jak mi się następny raz zaświeci na czerwono, to lecę po kawkę i dopiero czytam
"Prawdziwy Polak nie kradnie, tylko zdobywa w walce, konfiskuje albo rekwiruje"
- wolfram
- Generał Dywizji
- Posty: 1974
- Rejestracja: 22 lis 2012, o 22:18
- Województwo: Wybierz
Re: (Nie tylko nadmorskie) bajdurzenia Cat'a z jesieni, zimy
Piekna relacja z wypadu , z reszrta poprzedni reportaz rowniez !
Pozdrawiam !
Pozdrawiam !
Wilki nie przejmują się tym co o nich sądzą barany...
- Catadero
- Forumowy reporter
- Posty: 1680
- Rejestracja: 29 paź 2012, o 09:35
- Województwo: Wybierz
Re: (Nie tylko nadmorskie) bajdurzenia Cat'a z jesieni, zimy
Było to...kiedyś. Wybrałem się z piszczałką w teren w dalsze okolice Trójmiasta. Łąka,którą sobie upatrzyłem sprawiała wrażenie zaniedbanej. Pobliskie rżysko oddawało symbolicznie monetki, guziki i łuski. Za to obficie kapsle, blaszki, zakrętki i tubki po paście i kremach.
I małe wprowadzenie-ponieważ używam wielkich (i starych) słuchawek osoby postronne sądzą, że jestem odcięty od dźwięków z zewnątrz. A to wrażenie całkowicie błędne, bo słyszę wszystko to, co dzieje się na zewnątrz. I to bardzo dobrze .
No to z pola przeszedłem na łąkę. Wycinane kwadraty darni po przeszukaniu ziemi lądują w pierwotnym miejscu tak, że prawie nie ma śladu.
Kątem oka zauważyłem, że w odległości jakichś 200 m idzie człowieczek i stara się mnie okrążyć. Nie dałem po sobie poznać, że go widzę ale dyskretnie obserwowałem jego poczynania. Facet ewidentnie starał się mnie okrążyć i zajść od tyłu. Odczekałem aż był jakieś 30 metrów za mną. Odwróciłem sie powoli. Położyłem wykrywacz i sięgnąłem po mój scyzoryk, który zawsze "garażuje" w prawej bocznej kieszeni spodni. Mocniej chwyciłem łopatę w lewej ręce, scyzoryk w prawej i stanąłem tak, by wydać się większym niż jestem. Człowieka zamurowało.
-Dzień dobry, przyszedł pan zobaczyć co robię ?-zagadnąłem.
Facet ruszył z miejsca, z obawą ale konsekwentnie w moim kierunku.
-Bo syn mówił, że ktoś z aparatem przyszedł sie spytać czy może pochodzić po naszych gruntach to przyszłem zobaczyć co to za aparat.
Pogadaliśmy trochę, właścicielowi gruntu pokazałem znajdki (nie wszystkie, oczywiście ) i przekazałem wszystkie fenysie. -Bo to na pana polu znalazłem to są pańskie. Można będzie znajomym pokazać. I tak przeszliśmy na tematy drugowojenne. A po godzinie zostałem zaproszony na kawę i ciasto do domu w P., w którym już wcześniej byłem spytać się o zgodę na kopanie.
Oczywiście z zaproszenia skorzystałem skwapliwie.
Posegregowałem znaleziska i po kilku godzinach zjawiłem się na kawę. Gadki-szmatki i po pewnym czasie trzeba było się ewakuować. Do samochodu odprowadził mnie syn gospodarza. I wtedy dopiero dowiedziałem się na prawdę ciekawych rzeczy .
Dziadek a ojciec właściciela gruntu w czasie okupacji był niemieckim kolejarzem. Niby Polak, niby Kaszub a volkslistę podpisał bardzo szybko. Zresztą, jak się dowiedziałem, był Kaszubą z niemieckim rodowodem. Chłopak przyniósł za pazuchą to: a w środku pamiątkowe zdjęcie dziadka Dziadek w środku a ten mały to ojciec mojego rozmówcy.
Już w myślach kalkulowałem sobie ile trzeba będzie zapłacić ale poszło gładko i bez bólu
Mało tego. Podobno w domu w szafie jest kompletny (prawie, bo bez butów) dziadkowy strój galowy niemieckiego kolejarza razem z szablą. . Ale ani ojciec ani dziadek nie chcą nikomu pokazać ani sprzedać. I nie mogli się dowiedzieć, że ja coś wiem.
Dość, że przez kilka kolejnych lat przy okazji bytności w tych okolicach odwiedzałem ten domek i zawsze . Aż dziadek zmarł a rodzina rozdrapała majątek-dom i ziemię sprzedali a nowy właściciel nie chciał mi dać na nich namiarów.
Kilka fotek stron książeczki. C.
I małe wprowadzenie-ponieważ używam wielkich (i starych) słuchawek osoby postronne sądzą, że jestem odcięty od dźwięków z zewnątrz. A to wrażenie całkowicie błędne, bo słyszę wszystko to, co dzieje się na zewnątrz. I to bardzo dobrze .
No to z pola przeszedłem na łąkę. Wycinane kwadraty darni po przeszukaniu ziemi lądują w pierwotnym miejscu tak, że prawie nie ma śladu.
Kątem oka zauważyłem, że w odległości jakichś 200 m idzie człowieczek i stara się mnie okrążyć. Nie dałem po sobie poznać, że go widzę ale dyskretnie obserwowałem jego poczynania. Facet ewidentnie starał się mnie okrążyć i zajść od tyłu. Odczekałem aż był jakieś 30 metrów za mną. Odwróciłem sie powoli. Położyłem wykrywacz i sięgnąłem po mój scyzoryk, który zawsze "garażuje" w prawej bocznej kieszeni spodni. Mocniej chwyciłem łopatę w lewej ręce, scyzoryk w prawej i stanąłem tak, by wydać się większym niż jestem. Człowieka zamurowało.
-Dzień dobry, przyszedł pan zobaczyć co robię ?-zagadnąłem.
Facet ruszył z miejsca, z obawą ale konsekwentnie w moim kierunku.
-Bo syn mówił, że ktoś z aparatem przyszedł sie spytać czy może pochodzić po naszych gruntach to przyszłem zobaczyć co to za aparat.
Pogadaliśmy trochę, właścicielowi gruntu pokazałem znajdki (nie wszystkie, oczywiście ) i przekazałem wszystkie fenysie. -Bo to na pana polu znalazłem to są pańskie. Można będzie znajomym pokazać. I tak przeszliśmy na tematy drugowojenne. A po godzinie zostałem zaproszony na kawę i ciasto do domu w P., w którym już wcześniej byłem spytać się o zgodę na kopanie.
Oczywiście z zaproszenia skorzystałem skwapliwie.
Posegregowałem znaleziska i po kilku godzinach zjawiłem się na kawę. Gadki-szmatki i po pewnym czasie trzeba było się ewakuować. Do samochodu odprowadził mnie syn gospodarza. I wtedy dopiero dowiedziałem się na prawdę ciekawych rzeczy .
Dziadek a ojciec właściciela gruntu w czasie okupacji był niemieckim kolejarzem. Niby Polak, niby Kaszub a volkslistę podpisał bardzo szybko. Zresztą, jak się dowiedziałem, był Kaszubą z niemieckim rodowodem. Chłopak przyniósł za pazuchą to: a w środku pamiątkowe zdjęcie dziadka Dziadek w środku a ten mały to ojciec mojego rozmówcy.
Już w myślach kalkulowałem sobie ile trzeba będzie zapłacić ale poszło gładko i bez bólu
Mało tego. Podobno w domu w szafie jest kompletny (prawie, bo bez butów) dziadkowy strój galowy niemieckiego kolejarza razem z szablą. . Ale ani ojciec ani dziadek nie chcą nikomu pokazać ani sprzedać. I nie mogli się dowiedzieć, że ja coś wiem.
Dość, że przez kilka kolejnych lat przy okazji bytności w tych okolicach odwiedzałem ten domek i zawsze . Aż dziadek zmarł a rodzina rozdrapała majątek-dom i ziemię sprzedali a nowy właściciel nie chciał mi dać na nich namiarów.
Kilka fotek stron książeczki. C.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- wolfram
- Generał Dywizji
- Posty: 1974
- Rejestracja: 22 lis 2012, o 22:18
- Województwo: Wybierz
Re: (Nie tylko nadmorskie) bajdurzenia Cat'a z jesieni, zimy
Kolejna fascynujaca historia.. szkoda tylko ze bez happy endu ...
Wilki nie przejmują się tym co o nich sądzą barany...
- Catadero
- Forumowy reporter
- Posty: 1680
- Rejestracja: 29 paź 2012, o 09:35
- Województwo: Wybierz
Re: (Nie tylko nadmorskie) bajdurzenia Cat'a z jesieni, zimy
To teraz z happy endem
Umówiłem się na dzisiaj z kolegą, z którym od wielu, wielu lat co jakiś czas wybieramy się w teren. Ale od rana pada mokry śnieg i w końcu kolejny wypad przepadł. (tak na marginesie-jeszcze dwa lata temu taka pogoda nie była by przeszkodą. Ale mała stabilizacja robi swoje ).
Zatem czas na kolejną historyjkę.
* * * * *
Mam w zwyczaju zagadywać różnych, zwłaszcza starszych ludzi w każdym miejscu, gdy tylko sytuacja staje się sprzyjająca. Od pitu-pitu na temat pogody, komunikacji, drożyzny, rządzących itp aż do spraw mnie osobiście interesujących.
Tak było i tym razem.
Kwiecień 2009. Na przystanku autobusowym (baaardzo rzadko korzystam) siedzi para staruszków. No to siadam i gdy pani jakoś tak przychylnie na mnie spojrzała zagaiłem rozmowę na temat wiosny. Państwo szybko podchwycili temat a do tego okazało się, że są nieźle wykształceni. Starałem się dotrzymać poziomu a łatwo nie było. Dość, że po przyjeździe autobusu nagle wyszło, że jedziemy w tym samym kierunku (a z rozmowy wynikło, że mieszkają w tym samym domu od 1932 r. [rodzinny dom starszego pana], więc musiałem jechać w tym samym kierunku ).
Pomogłem odnieść zakupy i naturalną koleją rzeczy zaprosili mnie na kawę. Nie mieli oporów, bo w domu był jeszcze syn państwa z całą rodziną. No i pogadaliśmy sobie. O szkole, Niemcach, Ruskich itd. Syn, pilot wojskowego śmigłowca, okazał się niezwykle sympatycznym rozmówcą, więc w końcu zostałem nawet na obiad.
A potem-miód na moje serce. Znając moje zainteresowania pozwolili mi na odwiedzenie stryszku. Towarzyszył mi ich syn. Bo wiadomo-obcy w domu .
Masę fajnych rzeczy tam mieli, ale kilka lat wcześniej wymieniali poszycie dachowe i dekarze to i owo wynieśli :rozpacz:
Ale i mnie (niewiele co prawda) się dostało. Kiedy zobaczyłem ten obraz serducho zabiło mocniej ( i to wcale nie ze względu na treść :-? ). Ale niestety. Pomimo pieczątki na odwrocie nie jest to nic oryginalnego i rzadkiego. Ale jest.
Następnie w kącie odkryłem dwa stare, zakurzone oleodruki w ładnych ramach. Ramy trochę uszkodzone, ale tematyka fajna. Jakby to powiedział mój kolega zajmujący się sztuką zawodowo-"ludyczno-obyczajowe". Darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda, więc te trzy obrazki ze strychu przyjąłem z wdzięcznością a na dowidzenia otrzymałem jeszcze ciupagę oraz zaproszenie na kolejne odwiedziny i rozmowy. Ciupagę obejrzałem dokładnie, bo już kiedyś trafiłem na taką, która miała napis "Pamiątka z Darłowa" ( i szkoda, że się nie zdecydowałem na zakup).
Ta jednak była Cały ten majdan zatargałem do domu.
I leży.
C.
Umówiłem się na dzisiaj z kolegą, z którym od wielu, wielu lat co jakiś czas wybieramy się w teren. Ale od rana pada mokry śnieg i w końcu kolejny wypad przepadł. (tak na marginesie-jeszcze dwa lata temu taka pogoda nie była by przeszkodą. Ale mała stabilizacja robi swoje ).
Zatem czas na kolejną historyjkę.
* * * * *
Mam w zwyczaju zagadywać różnych, zwłaszcza starszych ludzi w każdym miejscu, gdy tylko sytuacja staje się sprzyjająca. Od pitu-pitu na temat pogody, komunikacji, drożyzny, rządzących itp aż do spraw mnie osobiście interesujących.
Tak było i tym razem.
Kwiecień 2009. Na przystanku autobusowym (baaardzo rzadko korzystam) siedzi para staruszków. No to siadam i gdy pani jakoś tak przychylnie na mnie spojrzała zagaiłem rozmowę na temat wiosny. Państwo szybko podchwycili temat a do tego okazało się, że są nieźle wykształceni. Starałem się dotrzymać poziomu a łatwo nie było. Dość, że po przyjeździe autobusu nagle wyszło, że jedziemy w tym samym kierunku (a z rozmowy wynikło, że mieszkają w tym samym domu od 1932 r. [rodzinny dom starszego pana], więc musiałem jechać w tym samym kierunku ).
Pomogłem odnieść zakupy i naturalną koleją rzeczy zaprosili mnie na kawę. Nie mieli oporów, bo w domu był jeszcze syn państwa z całą rodziną. No i pogadaliśmy sobie. O szkole, Niemcach, Ruskich itd. Syn, pilot wojskowego śmigłowca, okazał się niezwykle sympatycznym rozmówcą, więc w końcu zostałem nawet na obiad.
A potem-miód na moje serce. Znając moje zainteresowania pozwolili mi na odwiedzenie stryszku. Towarzyszył mi ich syn. Bo wiadomo-obcy w domu .
Masę fajnych rzeczy tam mieli, ale kilka lat wcześniej wymieniali poszycie dachowe i dekarze to i owo wynieśli :rozpacz:
Ale i mnie (niewiele co prawda) się dostało. Kiedy zobaczyłem ten obraz serducho zabiło mocniej ( i to wcale nie ze względu na treść :-? ). Ale niestety. Pomimo pieczątki na odwrocie nie jest to nic oryginalnego i rzadkiego. Ale jest.
Następnie w kącie odkryłem dwa stare, zakurzone oleodruki w ładnych ramach. Ramy trochę uszkodzone, ale tematyka fajna. Jakby to powiedział mój kolega zajmujący się sztuką zawodowo-"ludyczno-obyczajowe". Darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda, więc te trzy obrazki ze strychu przyjąłem z wdzięcznością a na dowidzenia otrzymałem jeszcze ciupagę oraz zaproszenie na kolejne odwiedziny i rozmowy. Ciupagę obejrzałem dokładnie, bo już kiedyś trafiłem na taką, która miała napis "Pamiątka z Darłowa" ( i szkoda, że się nie zdecydowałem na zakup).
Ta jednak była Cały ten majdan zatargałem do domu.
I leży.
C.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- Catadero
- Forumowy reporter
- Posty: 1680
- Rejestracja: 29 paź 2012, o 09:35
- Województwo: Wybierz
Re: (Nie tylko nadmorskie) bajdurzenia Cat'a z jesieni, zimy
Kontynuując (wątek "Nasze srebrne, porcelanowe i inne zastawy stołowe")
***
Majowa wyprawa w okolice Tczewa z pola nie dała prawie nic. Z chałupki wyglądającej jak mocno zaniedbana dworska budowla-nic. Ale piwnica pod tym domem prócz serwisu C. T. Altwasser-sporo.
W piwnicy była walizka. Stara. Serducho zapracowało przy otwieraniu ale, jak to mówią , szału nie ma. W walizce różnorodne papiery. Książki, broszury, gazety, dokumenty. Pobieżnie tylko przejrzałem i do samochodu. W domu wszystko wypakowałem (źle-nie w domu a w piwnicy) bo całość miała charakterystyczny zapach stęchlizny i papiery były lekko wilgotne. I było sporo ciekawostek. Na przykład książka, widoczna na zdjęciu, pod tytułem "Kiermasz Bajek" zawiera wyłącznie opowieści dotyczące Warmii i Mazur. Nie znalazłem (może słabo szukałem ?) roku wydania, ale ze zrozumiałych względów należy przyjąć wydanie powojenne.
Prócz tego różne wydawnictwa w języku niemieckim (Robinson Cruzoe) oraz broszury.
Na przykład ta Pobieżny przegląd pozwala datować wydanie na rok circa 1923 (ale przy okazji muszę to jeszcze dokładniej sprawdzić) a w niej mnóstwo opisów sztuk teatralnych (do własnej inscenizacji) zabaw towarzyskich, reklamy ozdób i strojów świątecznych i karnawałowych. Przypuszczam, że to jakieś wydanie bożonarodzeniowe. Ale prócz tego także reklamy producentów różnego rodzaju odznak i emblematów. Także tych, które znamy z wykopków. Najstarszym wydawnictwem pozyskanym z tej piwnicy były dwa roczniki czasopisma Die Gartenlaube - rocznik 1857 i 1890. Poruszane tu są najróżniejsze tematy.
Przykładowo-jak poradzić sobie z szablą gdy przeszkadza na randce do zagadnień związanych z projektem budowy tunelu pod kanałem La Manche (rok 1857 ), który w końcu całkiem nie tak dawno został zrealizowany aż po budowę naboi strzeleckich zahaczając jakby od niechcenia o to, jak starzał się Napoleon Prawdę mówiąc muszę pofatygować się do piwnicy i powyciągać te papierzyska (u mnie wilgoci nie ma) do przejrzenia. Może jeszcze coś ciekawego znajdę ?
**
Wraz z serwisem dostałem jeszcze kilka innych talerzy. Niestety, każdy inny a także 2 sierpy z niezłym stażem w rolnictwie i tasak. O ile sierpy podarowałem koledze, który bardzo chciał chociaż jeden to tasak do tej pory gdzieś tam w piwnicy leży.
*
Ciekawym przykładem ówczesnej propagandy jest kalendarz na rok 1947 Brak jest autora i wydawcy, ale już ze wstępu wynika, że jest mocno prorządowy
C.
***
Majowa wyprawa w okolice Tczewa z pola nie dała prawie nic. Z chałupki wyglądającej jak mocno zaniedbana dworska budowla-nic. Ale piwnica pod tym domem prócz serwisu C. T. Altwasser-sporo.
W piwnicy była walizka. Stara. Serducho zapracowało przy otwieraniu ale, jak to mówią , szału nie ma. W walizce różnorodne papiery. Książki, broszury, gazety, dokumenty. Pobieżnie tylko przejrzałem i do samochodu. W domu wszystko wypakowałem (źle-nie w domu a w piwnicy) bo całość miała charakterystyczny zapach stęchlizny i papiery były lekko wilgotne. I było sporo ciekawostek. Na przykład książka, widoczna na zdjęciu, pod tytułem "Kiermasz Bajek" zawiera wyłącznie opowieści dotyczące Warmii i Mazur. Nie znalazłem (może słabo szukałem ?) roku wydania, ale ze zrozumiałych względów należy przyjąć wydanie powojenne.
Prócz tego różne wydawnictwa w języku niemieckim (Robinson Cruzoe) oraz broszury.
Na przykład ta Pobieżny przegląd pozwala datować wydanie na rok circa 1923 (ale przy okazji muszę to jeszcze dokładniej sprawdzić) a w niej mnóstwo opisów sztuk teatralnych (do własnej inscenizacji) zabaw towarzyskich, reklamy ozdób i strojów świątecznych i karnawałowych. Przypuszczam, że to jakieś wydanie bożonarodzeniowe. Ale prócz tego także reklamy producentów różnego rodzaju odznak i emblematów. Także tych, które znamy z wykopków. Najstarszym wydawnictwem pozyskanym z tej piwnicy były dwa roczniki czasopisma Die Gartenlaube - rocznik 1857 i 1890. Poruszane tu są najróżniejsze tematy.
Przykładowo-jak poradzić sobie z szablą gdy przeszkadza na randce do zagadnień związanych z projektem budowy tunelu pod kanałem La Manche (rok 1857 ), który w końcu całkiem nie tak dawno został zrealizowany aż po budowę naboi strzeleckich zahaczając jakby od niechcenia o to, jak starzał się Napoleon Prawdę mówiąc muszę pofatygować się do piwnicy i powyciągać te papierzyska (u mnie wilgoci nie ma) do przejrzenia. Może jeszcze coś ciekawego znajdę ?
**
Wraz z serwisem dostałem jeszcze kilka innych talerzy. Niestety, każdy inny a także 2 sierpy z niezłym stażem w rolnictwie i tasak. O ile sierpy podarowałem koledze, który bardzo chciał chociaż jeden to tasak do tej pory gdzieś tam w piwnicy leży.
*
Ciekawym przykładem ówczesnej propagandy jest kalendarz na rok 1947 Brak jest autora i wydawcy, ale już ze wstępu wynika, że jest mocno prorządowy
C.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- Jaskółka
- Moderator
- Posty: 2581
- Rejestracja: 9 gru 2012, o 16:23
- Województwo: Pomorskie
Re: (Nie tylko nadmorskie) bajdurzenia Cat'a z jesieni, zimy
Zapodaj proszę, trochę tego .... cygaństwa z kalendarzyka, który uczy prawdę od kłamstwa odróżnić
A swoja drogą, pełne ciekawostek te ...Twoje piwniczki
A swoja drogą, pełne ciekawostek te ...Twoje piwniczki
nil admirari
- Dżulka
- Generał Broni
- Posty: 2021
- Rejestracja: 28 gru 2012, o 12:05
- Województwo: Wybierz
- Lokalizacja: lubuskie
Re: (Nie tylko nadmorskie) bajdurzenia Cat'a z jesieni, zimy
Ogromny , mam rumieńce i poskręcane z wrażenia warkocze
"Idź przez życie z podniesionym czołem, a nie z zadartym nosem." Magdalena Samozwaniec.