Opowiesci karpackie.
: 29 kwie 2017, o 23:03
Bede tu wklejal swoje opowiesci,troche sie juz tego nazbieralo,dosc szybko mi idzie pisanie gorzej z poprawiankem bledow i liter na polskie, to zajmuje kupe czasu
Beda to klimaty z roznych czasow z przeszlosci,ale bedzie tez watek z terazniejszosci,calosc bedzie polaczona w cos co mysle ze was zaciekawi.
Odcinek1.Rakietnica Istvana.
1.Zima roku 1914/15 byla straszna,ogromne opady sniegu,mróz przy którym pękały najstarsze karpackie buki sprawiał że walki w tych warunkach były wrecz nieludzkie.
Istvan Csonka wegierski oficer,cały skostniały od mrozu lezał na szczycie wzniesienia,tuż za krzakiem jałowca i bacznie obserwował doline Sanu pod soba, rozkaz był prosty,miał nacisnac spust rakietnicy ,dajac tym samym sygnal do kontrataku na nacierajacych z kotliny rosjan,ale dopiero jak podejdą na 300 krokow.Jego bracia mezny Honved, byli za jego plecami ,bardziej na południe ,dosc daleko.
Carscy zołnierze ktorych widział już od 15minut szli po cichu,wolno jeden koło drugiego,przyczajeni jak rysie,śnieg mocno skrzypial pod stopami,głowy wcisniete w korpus, za nimi następni strzelcy jak fale ,nic nie zabrzeczało,nic nie błysneło w porannym brzasku,nawet klamry do pasa z pieknymi dumnymi orłami dwugłowymi mieli obszyte filcem,aby przeklęty wróg nie zobaczył w nich odblasku karpackiego słonca,Mgła nad nimi sie unosiła się jak złowrogi omen.
Po nastepnych 15minutach,Istvanowi wydawalo sie ze potrafi rozpoznac rysy twarzy u rosjan i przekrwione z braku snu oczy,ale to bylo tylko złudzenie,wciaż byli daleko od wegierskiej linii okopów ,w ktorej przyjaciele czekali na jego sygnal, aby najpierw zasypac wroga kulami z ich celnych manlicherow, a nastepnie wyskoczyc jak diabły z okopow i z bagnetami na broni wbić sie w atakujacych rosjan.
Istvan scisnoł w reku rakietnice ipociagnol łyk wody,zmieszanej z samogonem który skonfiskowali miejcowym chlopom we wsi Tworylne gdy musieli opuscic pasmo Odryt i sławny szczyt Trohaniec na ktorym to ich 14 pulk Honvedow okrył sie niesmertelną slawą na wieki.
"Festung Odryt"tak beda pisać w kronikach,ponad 600 chłopa tam zostało na zawsze w zbiorowej mogile,a inskrypcja na ich grobie brzmi tak ze łzy cieżko powstrzymac,kazdy z nas plakał i przykleknął na tej ogromnej zbiorowej mogile naszych braci gdy opuszczalismy tą twierdze
-"Nie płaczcie, że leżymy tak z dala od ludzi, a burze już nam nieraz we znaki się dały
wszak słońce co dzień rano tu nas wcześniej budzi i wcześniej okrywa purpurą swej chwały"
Oficer Csonka lezał z palcem na spuście wpatrzony w mrok ktory przezedzał sie powoli.Starał się nie mysleć o tym co tu ostatnio przezywał,głód,zimno,w dzień roztopy i wszystko mokre,w nocy mróz dochodził do minus 30stopni,mundury stawały sie twarde jak z blachy,po kilkunastu dniach w takich warunkach przyklejały sie do skóry razem z koszulą,widział nie raz jak ktoś sciągal bluze razem z koszulą a do niej przyklejone były kawalki skóry z pleców własciciela,wszy atakowały falami zajadlej niż rosjanie,ale najgorsza była smierć kolegów z Budapesztu z ktorymi razem przechodził szkolenie.
Do smierci w boju sie przyzwyczaił przez ostatnie miesiące,ale samobójczej smierci przyjacioł nigdy nie zapomni ,nie dalej jak wczoraj Ernest Vach młodszy przyjaciel z ktorym poznał sie w pociagu na stacji w Nowy Łupkow nagle wstał z okopu i pobiegł w dół w ciemny las,w strone rosjan,juz od kilku dni widzialem w jego oczach pustke,wyczerpanie i głód zrobiły swoje,nie wytrzymał,chcialem za nim biec zatrzymac go, ale koledzy w pore mnie złapali i sciągneli w dól okopu ,a nad naszymi głowami zagwizadały wsciekle kule z rosyjskich mosinów.
Co sie stalo z biednym Ernestem nie wiem,po jakims czasie w lesie rozlegly sie strzały i krzyki,Ernest pewnie dotarł do wystawionych czujek rosyjskich,a może to był inny zolnierz ktorych wtedy pełno sie włoczylo po tym przekletym karpackim lesie.
Istvan myslami biegł wtedy do starych czasów gdy dumni kończyli szkołe oficerska,widział jak na żywo swoją żone Katalin i ich jedynego synka Ferenca,ktory za miesiac konczy 8lat,tęsknota była tak straszna że co noc snił o nich i o spacerach po slonecznym Budapeszcie,zakonczonych ostrym wegierkim leczo ze szklanka najlepszego tokaju w ktorejś z knajp na brzegu Dunaju.
Zimno na stanowisku Istvana stawalo sie coraz wieksze choć była to juz koncówka marca to ziąb był straszny,nawet drzewa które się zapaliły kilka godzin wcześniej od ostrzału carskich granatówzgasly,prawie tak szybko jak traciły impet ołowiane lotki z carskich szrapneli 76mm ktorymi rosjanie walili po naszych okopach bez przerwy ostatnie 5 dni.
Oficer wiedział że nastapił własnie ten długo wyczekiwany moment i rosjanie podeszli na 300 kroków...
C.d.n.

Beda to klimaty z roznych czasow z przeszlosci,ale bedzie tez watek z terazniejszosci,calosc bedzie polaczona w cos co mysle ze was zaciekawi.

Odcinek1.Rakietnica Istvana.
1.Zima roku 1914/15 byla straszna,ogromne opady sniegu,mróz przy którym pękały najstarsze karpackie buki sprawiał że walki w tych warunkach były wrecz nieludzkie.
Istvan Csonka wegierski oficer,cały skostniały od mrozu lezał na szczycie wzniesienia,tuż za krzakiem jałowca i bacznie obserwował doline Sanu pod soba, rozkaz był prosty,miał nacisnac spust rakietnicy ,dajac tym samym sygnal do kontrataku na nacierajacych z kotliny rosjan,ale dopiero jak podejdą na 300 krokow.Jego bracia mezny Honved, byli za jego plecami ,bardziej na południe ,dosc daleko.
Carscy zołnierze ktorych widział już od 15minut szli po cichu,wolno jeden koło drugiego,przyczajeni jak rysie,śnieg mocno skrzypial pod stopami,głowy wcisniete w korpus, za nimi następni strzelcy jak fale ,nic nie zabrzeczało,nic nie błysneło w porannym brzasku,nawet klamry do pasa z pieknymi dumnymi orłami dwugłowymi mieli obszyte filcem,aby przeklęty wróg nie zobaczył w nich odblasku karpackiego słonca,Mgła nad nimi sie unosiła się jak złowrogi omen.
Po nastepnych 15minutach,Istvanowi wydawalo sie ze potrafi rozpoznac rysy twarzy u rosjan i przekrwione z braku snu oczy,ale to bylo tylko złudzenie,wciaż byli daleko od wegierskiej linii okopów ,w ktorej przyjaciele czekali na jego sygnal, aby najpierw zasypac wroga kulami z ich celnych manlicherow, a nastepnie wyskoczyc jak diabły z okopow i z bagnetami na broni wbić sie w atakujacych rosjan.
Istvan scisnoł w reku rakietnice ipociagnol łyk wody,zmieszanej z samogonem który skonfiskowali miejcowym chlopom we wsi Tworylne gdy musieli opuscic pasmo Odryt i sławny szczyt Trohaniec na ktorym to ich 14 pulk Honvedow okrył sie niesmertelną slawą na wieki.
"Festung Odryt"tak beda pisać w kronikach,ponad 600 chłopa tam zostało na zawsze w zbiorowej mogile,a inskrypcja na ich grobie brzmi tak ze łzy cieżko powstrzymac,kazdy z nas plakał i przykleknął na tej ogromnej zbiorowej mogile naszych braci gdy opuszczalismy tą twierdze
-"Nie płaczcie, że leżymy tak z dala od ludzi, a burze już nam nieraz we znaki się dały
wszak słońce co dzień rano tu nas wcześniej budzi i wcześniej okrywa purpurą swej chwały"
Oficer Csonka lezał z palcem na spuście wpatrzony w mrok ktory przezedzał sie powoli.Starał się nie mysleć o tym co tu ostatnio przezywał,głód,zimno,w dzień roztopy i wszystko mokre,w nocy mróz dochodził do minus 30stopni,mundury stawały sie twarde jak z blachy,po kilkunastu dniach w takich warunkach przyklejały sie do skóry razem z koszulą,widział nie raz jak ktoś sciągal bluze razem z koszulą a do niej przyklejone były kawalki skóry z pleców własciciela,wszy atakowały falami zajadlej niż rosjanie,ale najgorsza była smierć kolegów z Budapesztu z ktorymi razem przechodził szkolenie.
Do smierci w boju sie przyzwyczaił przez ostatnie miesiące,ale samobójczej smierci przyjacioł nigdy nie zapomni ,nie dalej jak wczoraj Ernest Vach młodszy przyjaciel z ktorym poznał sie w pociagu na stacji w Nowy Łupkow nagle wstał z okopu i pobiegł w dół w ciemny las,w strone rosjan,juz od kilku dni widzialem w jego oczach pustke,wyczerpanie i głód zrobiły swoje,nie wytrzymał,chcialem za nim biec zatrzymac go, ale koledzy w pore mnie złapali i sciągneli w dól okopu ,a nad naszymi głowami zagwizadały wsciekle kule z rosyjskich mosinów.
Co sie stalo z biednym Ernestem nie wiem,po jakims czasie w lesie rozlegly sie strzały i krzyki,Ernest pewnie dotarł do wystawionych czujek rosyjskich,a może to był inny zolnierz ktorych wtedy pełno sie włoczylo po tym przekletym karpackim lesie.
Istvan myslami biegł wtedy do starych czasów gdy dumni kończyli szkołe oficerska,widział jak na żywo swoją żone Katalin i ich jedynego synka Ferenca,ktory za miesiac konczy 8lat,tęsknota była tak straszna że co noc snił o nich i o spacerach po slonecznym Budapeszcie,zakonczonych ostrym wegierkim leczo ze szklanka najlepszego tokaju w ktorejś z knajp na brzegu Dunaju.
Zimno na stanowisku Istvana stawalo sie coraz wieksze choć była to juz koncówka marca to ziąb był straszny,nawet drzewa które się zapaliły kilka godzin wcześniej od ostrzału carskich granatówzgasly,prawie tak szybko jak traciły impet ołowiane lotki z carskich szrapneli 76mm ktorymi rosjanie walili po naszych okopach bez przerwy ostatnie 5 dni.
Oficer wiedział że nastapił własnie ten długo wyczekiwany moment i rosjanie podeszli na 300 kroków...
C.d.n.