Konkurs Poszukiwaczy Historii

Nasza pasja w prasie, literaturze, filmach...
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Igła
St. Chorąży Sztabowy
St. Chorąży Sztabowy
Posty: 403
Rejestracja: 20 kwie 2018, o 21:02
Województwo: Brak

Konkurs Poszukiwaczy Historii

Post autor: Igła »

https://m.facebook.com/olaf.popkiewicz/ ... dp=1&mdf=1


...Janek skulił się za głazem obsypanym śnieżną czapą. Płaszcz, kurtka i wełniane portki nie chroniły przed wszechobecnym zimnem więc podłożył sobie pod tyłek dywanik, wyniesiony z opuszczonej przez Bojków chałupy. Na dywaniku spoczywał Mannlicher i skromny, żołnierski dobytek; manierka, zapasowe onuce, suchary, paczka papierosów i kartoniki z amunicją. Pakując naboje do kieszeni płaszcza, rzucił okiem w rozciągającą się za głazem przestrzeń. Zaśnieżone stoki trwały w zimowej ciszy. Na samym szczycie wzgórza czerniła się kępa świerków. Między nimi, sto metrów ponad głazem, górował wróg. Niewidoczne lufy karabinów maszynowych mierzyły gdzieś spomiędzy drzew. Janek wiedział że tam są i czekają aż do nich przyjdzie. Wtedy spróbują go zabić.
Z chlebaka wyjął pomięty i zatłuszczony skrawek papieru. Rozprostował go na kolanie i poruszając wargami zaczął czytać równe rzędy słów postawionych niewprawną ręką;

„Drogi Jasiu!

Piszę do Ciebie, bo mi tęskno za Tobą. Już pół roku minie jak wyjechałeś a mie się to widzi jakoby sto lat przeszło. Mówią że nim wrócisz, ja popadnę w staropanieństwo. Ociec mówili że nie będzie mie chował dla takiego gołodupca jak Ty i nim rok przeleci, wyda mie za kulawego Jurka młynarza abo Antoniego, co to morgi pode lasem od dziedzica odkupił. Ja tych starych dziadów widzieć nie chce i tylko Ciebie czekam. Pobij szybko mój Jasiu Moskali i wracaj do mie, bo tylko Ciebie na świecie miłuję.”

Zamiast podpisu, na uświnionej kartce widniała rozmazana plama, która skrzętnie skrywała imię. Dłuższy czas wpatrywał się w rozmazany kleks, jakby chciał przywrócić kształt zatartych liter. Ale one nie chciały wracać. Zastygł nachylony nad listem, kiedy z zamyślenia wyrwał go nieznoszący sprzeciwu, teatralny szept Zugsführera Josefa;
- Johann, beweg deinen Arsch her, aber schnell!

W kilka sekund wepchnął wszystko do chlebaka, wciąż ściskając kartkę w lewej dłoni. W prawej trzymał karabin. Skulony wycofał się do okopu, który rozciągał się za jego plecami. W okopie już wrzało. Cały pluton postawiony był na nogi. Nad głowami żołnierzy unosiły się kłęby dymy tytoniowego. Palili zajadle, bo drugi raz mógł się w tym życiu nie przydarzyć. Między strzelcami krążyła manierka. Każdy wychylał łyk i ocierał wąsy, wymownie krzywiąc twarz. W końcu gorzałka dotarła do Janka. Kiedy się zawahał, Zugsführer wcisnął mu ją w dłoń i po ojcowsku poklepał po ramieniu;

- Trinke für den Kaiser und deine Frau
Chłopcu nie pozostało nic jak wypić. Łyknął całkiem sporo, aż w oczach pociemniało i zatoczył się kaszląc. Towarzysze z plutonu roześmiali się jowialnie. Był najmłodszy w oddziale i reszta traktowała go jak przybranego syna. Na chwilę napięta atmosfera ustąpiła, żartowali sobie z Janka i klepali go po plecach. Odległe grzmoty przerwały radość. Wszyscy obrócili wzrok ku porośniętemu świerkami szczytowi, na którym poczęły wykwitać pióropusze eksplozji, kalając śnieżnobiały krajobraz.

- Sie haben früher angefangen…

Wyszeptał sam do siebie Josef i wydał komendę;

- Das Seitengewehr pflanzt auf!
Jak w transie sięgnęli do pasów, wyjmując z bagnety z pochew, po czym nasadzili na karabiny, patrząc jak tony ziemi podnoszą się na szczycie. Ten spektakl trwał dłuższą chwilę. Ponad niebo strzelały czarne rozbryzgi piachu i kamieni a pnie drzew łamały się jak zapałki. Obserwowali to kurczowo ściskając broń. Między Mannlicherem a dłonią Janka, spoczywała zatłuszczona kartka. W końcu artyleria ucichła. Kiedy przebrzmiał ostatni grzmot, ponad okopem rozległy się odgłosy gwizdków.

- Auf geht's!

- wrzasnął Josef i pierwszy skoczył w śnieżne zaspy. Janek ruszył za nim, ale w miejscu osadziła go ręka Gefreitra Stefana;

- Hova tolod? Te mész utoljára…

wysyczał i pobiegł w ślad za Josefem. Janek posłusznie odczekał aż ostatni z jego drużyny opuścił okop i ruszył za towarzyszami. Mimo tego że dzień był mroźny, czuł jak kartka nasiąka potem.
штабс-капитан Tadeusz Skalski zaciągnął się papierosem. To był ostatni papieros. Zostali odcięci na tym cholernym kawałku skały i zaopatrzenie przestało docierać już tydzień temu. Amunicji przezornie zgromadzili całkiem sporo, ale kończyło się żarcie i machorka. Jak dotychczas wojsko pokornie znosiło mróz i wrogie bombardowania, ale wiedział że jeśli ta sytuacja potrwa jeszcze kilka dni, może liczyć się ze spadkiem morale a co za tym idzie buntem. Po tym jak przed dwoma tygodniami dowódca batalionu, подполковник Anton Igorowicz Szackij dostał szrapnelem w głowę, to on dowodził obroną tego zasranego odcinka. Austriacy szturmowali ich pozycje średnio raz na trzy dni. Nie dobiegali nawet do połowy zbocza, bo dziesiątkował ich ogień dwóch Maximów, ustawionych na skrzydłach obrony. Mimo tego z fascynującym uporem próbowali tego samego, frontalnego ataku. Szedł okopem wyprostowany, w zarzuconym na ramiona oficerskim szynelu, lewą rękę opierając na szabli a prawą nonszalancko dzierżąc cygaretkę. Trzeba było trzymać fason, żeby wojsko widziało że panuje nad sytuacją. Pod nogami chrzęściły kamienie, wymieszane z łuskami od triochliniejki.
Za plecami usłyszał odgłos szybkich kroków i kiedy się odwrócił, wyrastał przed nim wyprężony w salucie фельдфебель Iwanow.

- Ваше благородие, австрийцы собираются атаковать!

Zmierzył starego wiarusa wzrokiem. Jeśli Iwanow tak twierdził, to z pewnością miał rację. Skalski już do tego się przyzwyczaił i nie żądał uzasadnienia tej wiadomości. Zresztą mijała właśnie trzecia doba od ostatniego austriackiego natarcia. Rzucił przez ramię do depczącego mu po piętach adiutanta;

- Я вызываю скорую…

W kilka sekund później w okopie aż zakotłowało się od pospiesznie zajmujących swoje stanowiska żołnierzy. штабс-капитан aż pokraśniał na twarzy. Kiedy wojsko miało coś do roboty wyglądało naprawdę imponująco. Problemy zaczynały się w momencie, kiedy siedzieli bezczynnie i jeden z drugim zaczynał kombinować, komu by tutaj podprowadzić kurę, albo zbrzuchacić jakąś babę.
Statecznie stawiając kroki pośród całego zamieszania, dowódca batalionu osiągnął wschodnie stanowisko karabinu maszynowego. Maxim był już gotowy do otwarcia ognia a amunicyjni trwali w pogotowiu w rowie dobiegowym. Usiadł koło nich, na drewnianej ławeczce skonstruowanej specjalnie dla niego, w głębi stanowiska. Flegmatycznie wytrząsnął niedopałek z cygarniczki i kiedy wkładał ją do mapnika, jego dłoń namacała kopertę. Założył nogę na nogę i otworzył list.
„Drogi Tadzinku!

Mija już pół roku jak otrzymałam ostatni list od Ciebie. Pewnie tam na wojnie urwanie głowy i nie masz czasu na pisanie, ale zaklinam Ciebie napisz cokolwiek bądź, bo my tu wszyscy odchodzimy od zmysłów. W majątku spokój i tylko kilku parobków do wojska wzięli więc jest kim robić. Trzeba ekonoma, starego Jasińskiego pilnować, bo nazbyt często zagląda do butelki. Rodzice zdrowi, tylko ja bez Ciebie tutaj usycham z tęsknoty. Nawet mi się nacieszyć mężem nie dali, tylko wysłali od razu na front. W zeszłym tygodniu odwiedził nas Pan Witkowski z Dobrołężyc i opowiadał że zna dobrze Twojego dowódcę, podpułkownika Szackiego. Obiecał że szepnie mu słówko, aby miał na Ciebie oko w tym całym rozgardiaszu. Trzymaj się ciepło i proszę, skreśl choć kilka słów dla swojej żony. List skropiłam perfumami, które kupiłeś mi w Paryżu podczas naszej podróży poślubnej, abyś o mnie pamiętał.

Twoja Ola”




Odruchowo przystawił kartkę do nosa. Perfumy jednak dawno wywietrzały a list śmierdział dymem tytoniowym. Gdzieś daleko zahuczało, chwilę potem usłyszał świst. Ziemia zatrzęsła się i uderzyła go fala gorąca. Poczuł dziwną lekkość, jakby szybował w powietrzu. Widział pod sobą wieżę Eiffla, Pałac Inwalidów, Pola Elizejskie i wyraźnie czuł słodki zapach perfum Oli. Nachylała się nad nim, wydymając usta do pocałunku. Chciał się odwzajemnić ale poczuł że jej oddech pachnie czosnkiem i machorką a śliczna, drobna twarz zamienia się w grubo ciosaną, wąsatą gębę Iwanowa.

- Ваше благородие! Вы живы! снаряд попал в пулемет!

Na pół przytomny poderwał się na równe nogi, oswobadzając się z objęć podoficera. U stóp Tadeusza leżał strzęp Maxima, wymieszany z krwawymi kawałkami obsługi, które oblepiały też jego oficerski szynel. Przez dziurę ziejącą w okopie, na tle ośnieżonego zbocza, dostrzegł wyraźnie odcinające się sylwetki wrogów. Biegli pod górę z bagnetami na karabinach. Jeszcze nigdy nie dobiegli tak blisko…
Tyraliera grzęzła w zaspach, ostrzeliwując się na oślep. Na oko cały pluton, który przedostał się tak daleko dzięki zniszczeniu Maxima. Teraz jednak rota Iwanowa skupiła na nich swój ogień i kilkudziesięciu ludzi zaległo na otwartej przestrzeni. Byli zamknięci w potrzasku, zaledwie pięćdziesiąt metrów od skraju okopu. Dlatego zdecydowali się na ostateczność. Zerwali się do biegu pod górę. Pierwszych pięciu zginęło od razu, kiedy tylko się podnieśli. Reszta wdrapywała się z szaleńczą determinacją, wrzeszcząc coś dla dodania otuchy. Co najmniej dwudziestu padło w tym biegu. Garstka straceńców wskoczyła do transzei, gdzie czekała na nich ściana bagnetów. Rozległ się zwierzęcy ryk rannych po jednej i drugiej stronie. Tadeusz stał z Nagantem w ręku obserwując jatkę z odległości kilkunastu kroków. Gdy widział to po raz pierwszy, zrobiło mu się niedobrze. Przez pół roku wojaczki zdołał jednak przywyknąć. Widział jak jeden z Austriaków zaczął uciekać a wtedy dwóch żołnierzy puściło się za nim w pościg w dół zbocza, dopadło i zadźgało bagnetami. Widział jak Iwanow roztrzaskał twarz wroga jednym uderzeniem kolby Mosina. Widział jak czaszka jego podkomendnego została dosłownie przepołowiona austriacką łopatką. Zmieszany z ziemią śnieg nasiąkał czerwienią, przy akompaniamencie wrzasków, które powoli zamieniały się w jęki konających. I wtedy poczuł ostry ból w lewym boku. Bagnet przebił wełniany szynel, i przecinając skórę boleśnie przejechał po żebrach. штабс-капитан pod impetem tego uderzenia został zbity z nóg i wylądował na plecach w ręku wciąż dzierżąc rewolwer. Zobaczył jasnowłosego chłopca w austriackim płaszczu, który zamierzał się do zadania ostatecznego ciosu bagnetem. Siedem strzałów zlało się w jeden huk. Kiedy wątłe ciało osunęło się na ziemię, Tadeusz próbował się podnieść, ale ból w boku spowodował że na czworakach doczłapał się do swojej ofiary. Jasnowłosy jeszcze żył i wciąż ściskał w rękach karabin. Z ust wydobywały mu się krwawe pęcherzyki a żuchwa drgała jak w febrze. – Maaaarysia- rzęził- Maaaarysia…
штабс-капитан zdołał usiąść koło umierającego. Biegli już w jego stronę adiutant z Iwanowem a także co najmniej kilkunastu żołnierzy.
-Maaaarysia… Maaaarysia…

słyszał jęki jasnowłosego. Rozładował bęben Naganta, łuski posypały się z brzękiem po kamieniach. Z kieszeni wyciągnął paczkę nabojów, którą rozerwał, wysypując przy tym większą część jej zawartości na ziemię. W garści zostało mu tylko siedem nabojów. Beznamiętnie zaczął ładować magazynek.

- Ваше благородие! Вы раненый!-

Krzyknął фельдфебель dopadając do Tadeusza.

- ничего… Я как раз думал о том, что буду пить…-

Iwanow od razu zmiarkował o co chodzi i zza pazuchy wydobył srebrną piersiówkę. Tadeusz zamknął bęben rewolweru i pociągnął spory łyk spirytusu. – Maaaarysia- kolejny haust alkoholu pozwolił Tadeuszowi dźwignąć się z ziemi. Stał nad konającym, otoczony wianuszkiem swoich żołnierzy. Odwiódł kurek Naganta i wycelował. – Maaarysia… Huk wystrzału był głośniejszy od wszystkich jakie słyszał tego dnia.

- Pierdolona wojna… wycedził przez zęby.
"Najdroższa Olu!

Wybacz że nie odzywałem się tak długo, ale jak słusznie zauważyłaś na wojnie straszne urwanie głowy, szczególnie jak się jest dowódcą. U mnie wszystko w najlepszym porządku i jak dalej tak pójdzie, to niebawem wrócę, żeby Ciebie uściskać. Ciągle tutaj maszerujemy i poznajemy przepiękne okolice. Kiedy już z Bożą pomocą wygramy, chętnie zabrałbym Ciebie na wycieczkę w te malownicze strony. Poznałem przemiłego młodziana, Janka który od razu przypadł mi do serca. Bez przerwy opowiada mi o swojej narzeczonej Marysi, która podobnie jak Ty wygląda swego ukochanego. Mam więc przy sobie bratnią duszę i na wspólnych rozmowach czas nam szybko mija. Tego pijaka ekonoma odpraw i poszukaj innego. Uściskaj rodziców i podziękuj Panu Witkowskiemu za wstawiennictwo.

Twój kochający Tadzinek"


Źródło z linku FB.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Media i literatura”