Re: Wspomnienia z dzieciństwa...
: 29 mar 2019, o 12:35
Widzę, że temat, który wcześniej zaznaczyłem jakoś nie może doczekać się "startera". Wobec tego wypada na mnie.
Ale zacznę od środka dzieciństwa.
Oto klasa. Druga połowa podstawówki, wówczas siedmioklasowej Znaleźć mnie będzie trudno, bo jeszcze nie mam siwej brody
Ale nie o to chodzi.
Klasa liczna, bo 42 osoby. Granatowe, zwykle ze śliskiej, podszewkowej tkaniny i szyte na miarę fartuchy, z obowiązkową tarczą na rękawie, a do tego białe, przypinane kołnierzyki. Albo harcerski mundurek. Czasem sweter. Chłopaki w mniejszości. A większość? To 3 dziewczyny, które bardziej lubiłem i kilka innych, które lubiły bardziej mnie. I niekoniecznie były to te same
(Spróbowałem nazwać koleżanki i kolegów z fotografii-sukces dla 15 chłopaków i 14 dziewczyn. Nie jest źle ).
W mojej, małomiasteczkowej szkole częstsze przebywanie z dziewczynami skutkowało różnymi "przydomkami", z których babski król było jednym z lżejszych. Dlatego każdy chłopak (lub prawie każdy) zajmował się prawie wyłącznie czysto męskimi sprawami-jeżdżeniem na rowerach w grupie innych chłopaków, łażeniem po bunkrach (a była ich masa), wypadami na ryby czy bitwami na kamienie i drewniany oręż własnoręcznie wykonany itp załogi jednej strony ulicy na przeciwną (bywali ranni a czasem i jednym i drugim "żołnierzom" kiepsko siedziało się na lekcjach ). Często walki typu "strzelanka" z różnej broni (drewno). I wtedy nikt nie chciał być Niemcem .
A dziewczyny? Też trzymały się w swoich grupkach. Ale czasem ... zaczepki, wspólne gry (takie niemilitarne), grupowe wyjazdy za miasto na rowerach. Wieczorami-wspólne gimnastyki na trzepaku
Czasy...
C.
Ale zacznę od środka dzieciństwa.
Oto klasa. Druga połowa podstawówki, wówczas siedmioklasowej Znaleźć mnie będzie trudno, bo jeszcze nie mam siwej brody
Ale nie o to chodzi.
Klasa liczna, bo 42 osoby. Granatowe, zwykle ze śliskiej, podszewkowej tkaniny i szyte na miarę fartuchy, z obowiązkową tarczą na rękawie, a do tego białe, przypinane kołnierzyki. Albo harcerski mundurek. Czasem sweter. Chłopaki w mniejszości. A większość? To 3 dziewczyny, które bardziej lubiłem i kilka innych, które lubiły bardziej mnie. I niekoniecznie były to te same
(Spróbowałem nazwać koleżanki i kolegów z fotografii-sukces dla 15 chłopaków i 14 dziewczyn. Nie jest źle ).
W mojej, małomiasteczkowej szkole częstsze przebywanie z dziewczynami skutkowało różnymi "przydomkami", z których babski król było jednym z lżejszych. Dlatego każdy chłopak (lub prawie każdy) zajmował się prawie wyłącznie czysto męskimi sprawami-jeżdżeniem na rowerach w grupie innych chłopaków, łażeniem po bunkrach (a była ich masa), wypadami na ryby czy bitwami na kamienie i drewniany oręż własnoręcznie wykonany itp załogi jednej strony ulicy na przeciwną (bywali ranni a czasem i jednym i drugim "żołnierzom" kiepsko siedziało się na lekcjach ). Często walki typu "strzelanka" z różnej broni (drewno). I wtedy nikt nie chciał być Niemcem .
A dziewczyny? Też trzymały się w swoich grupkach. Ale czasem ... zaczepki, wspólne gry (takie niemilitarne), grupowe wyjazdy za miasto na rowerach. Wieczorami-wspólne gimnastyki na trzepaku
Czasy...
C.