....były pobudowane baraki,duże sale,w tych salach łóżka piętrowe i tam my mieszkali.O tyle było lepiej ,że już drzwi nie były zamknięte ,można było chodzić po całym ośrodku.
Na drugi dzień po przyjeździe już poszliśmy do pracy .Praca była ciężka.Norma była naładować 19 wózków kamieni przez osiem godzin .Ładunek na jednym wózku ważył 750 kg, w dodatku ,jak kamień był duży,to musiałeś rozbić go młotem.Pracowaliśmy na trzy zmiany ,od 6 do 14,od 14 do 22 i od 22 do 6 rano.
Kamieniołom był zaliczany do przemysłu lekkiego ,jedzenie było mało lepsze jak w więzieniu.Do zup dawali trochę mięsa końskiego i trochę lepiej były omaszczone.Porcja chleba była taka sama ,jak w więzieniu.
Więcej nie dawali ,tylko 3/4 litra zupy,obojętnie obiad czy kolacja.Na śniadanie czarna kawa nie bardzo słodzona i czarny chleb,jak to błoto.
O takim wikcie było niemożliwe tak ciężko pracować .Paczek nie wolno było przysyłać ,chodziliśmy głodni,jak psy.A najgorsza była trzecia zmiana,do 6 rano.Kolacja była o 18,dawali 3/4 litra zupy .Czasem się trafił z jeden ziemniak w zupie ,a czasem i to nie.Chleba na kolację już nie było ani kawałka.I po tej zupie o 22 szedł człowiek do roboty .Załadował kilka wózków i osłabł,nie dał rady więcej zrobić ,o normie nie było mowy,produkcja spadała.
Jednego razu na tej nocnej zmianie ,do dnia ,przyszli do kamieniołomu ogólny komendant i komendant do spraw politycznych na kontrolę,jak ogólnie ludzie pracują i dlaczego na tej zmianie nikt nie wyrabia normy.Przyszli i do mnie ,pytają ,ilem wózków załadował ,mówię im że ten jest piąty.
"Dlaczego tak mało?"
"Bom głodny ,osłabłem i nie dam rady robić ",mówię ."Panie komendancie ,na kolację zjadłem wczoraj wieczorem zupę ,chleba do niej nie było ,o czym tu można robić?"Pyta mnie ,ile jeszcze zrobię wózków do końca szychty .Mówię że ze 3-4 ,więcej nie dam rady,bom już osłabł.
Nas ze Staszkiem i tak trochę ratował więzień z N. On już był w Strzelcach wcześniej .Jak my wysiadali z auta ,to on tam przyszedł i mnie rozpoznał ,mówi że już mnie gdzieś widział ,chyba w Ż.Ja mu mówię że to możliwe ,bo ja ze Ś. i już my znajomość zawarli.On miał kolegów więźniów ,co pracowali w biurach w księgowości i oni możliwość kupić sobie chleba,więc tego więziennego wszystkiego nie zjadali.Wiktor ,bo tak miał na imię ,przynosił nam trochę tego chleba,taki był koleżeński .To nas trochę ratowało.On miał znajomości w obozie ,jak poszedł ,to zawsze kawałek chleba przyniósł.
Jednego razu......
