


Autorem noweli jest Orest Somow żyjący w latach 1793-1833 i tworzący pod pseudonimem Porfiry Bajski.
Mieszkańcy powiatu s..go wciąż jeszcze ,jak sądzę, pamiętają jednego z tamtejszych obywateli ziemskich,dymisjonowanego majora huzarów, Maksyma Kiriłłowicza Nieszpietę.Mieszkał w stepowej wioszczynie o 30 wiorst od miasta powiatowego i słynął na całą okolicę jako najgościnniejszy gospodarz i zagorzały myśliwy.Kto wie,czy Nemrot i król Dagobert mogliby dorównać mu w nieubłaganej wrogości do wszelkiego zwierza i w czułym przywiązaniu do psów.przywiązaniu tak wielkim,że co roku psy przejadały w całości zbiory owsa i jęczmienia,czego zaś nie przejadły,z tym pomagali uporać się zacni sąsiedzi-wielcy miłośnicy gonienia po polach z ogarami i chartami,a także wielce chętni do jedzenia,picia i karmienia swoich bydląt na cudzy rachunek.
Nic dziwnego,że przy takich porządkach w gospodarstwie mizerny roczny dochód z 30 chłopskich dusz i niewielkiego kawałka ziemi był rok rocznie w najbardziej dosłownym znaczeniu przejadany.ale to nie wszystko:poczciwemu majorowi żal było oddawać szczenięta w obce ręce,zaś jego psiarnia mnożyła się nad podziw,a to musiało tak czy owak powiększać wydatki.Dodajcie do tego jeszcze,że 6 najdorodniejszych i najtęższych chłopów z jego wioseczki zrobiono psiarczykami i że przy tak szeroko zakrojonym łowiectwie niezbędnym było posiadanie kilku dodatkowych koni:dla samego majora,dla jego psiarzy,a często także dla jednego czy dwóch dobrych druhów,których własne konie zawsze znalazły sposób,aby czy to okuleć,czy też zgubić podkowę.Roboty polowe szły źle,albowiem jesienią i zimą sześciu psiarczyków dzień w dzień uganiało się za lisami i zającami,a przez pozostała część roku albo odpoczywało,albo zajmowało sie psami;całkiem przeto oderwani byli od pracy na pańskim i od swoich domów,a strata tuzina zdrowych rąk jest w niewielkim wiejskim gospodarstwie stratą nader dotkliwą.I tak z roku na rok psiarnia poczciwego majora mnożyła się,wydatki wzrastały,dochody zmniejszały się,długów zaś przybywało i po kilku latach stały się one niemal nie do spłacenia.Wszystko to furda,gdyby major był sam sobie panem,ale miał dwóch synów i córkę,młodziutką i prześliczną Hanusię,rozkwitła z całą świeżością małoruskiej piękności.Była ona największą troską biednego i lekkomyślnego ojca.Synowie uczyli się w mieście gubernialnym i major mawiał,że przy bożej pomocy i własny rozumie wstąpią z czasem na służbę i wykierują się na ludzi,Hanusia była zaś już panna na wydaniu:gdzież bez posagu znajdzie konkurenta i jak potoczy się jej sierocy los po śmierci ojca?
Podobne myśli niemal bezustannie dręczyły poczciwego majora,przez co stał się markotny i zadumany.Często ponura myśl sadowiła się razem z nim w siodle,bodła ostrogami lub powściągała bez potrzeby konia,zmuszała do przepuszczenia zwierzyny przed samym nosem,zamiast do zająca strzelała z fuzji na wiwat.Wielokroć w długie zimowe noce smętek bezecnik zakradał się pod jego poduszkę,sprowadzał bezsenność,a wraz z nią najrozmaitsze-i zasadne,i płonne-obawy.To zdawało mu się,że słyszy dźwięk dzwoneczka:oto sądowi idą opisać majątek i puścić go pod młotek;to zwidywało mu się,że leży w trumnie pod ciężkim mogilny kopczykiem,podczas gdy biedna Hanusia,sierota wśród obcych,rzęsistymi łzami oblewa gorzki kawałek chleba. Głowa mu płonęła,przed oczyma błyskały iskry,które wkrótce zmieniały się w pożar...wydawało mu się,że dom stał w ogniu,w uszach huczał dzwon na trwogę...zrywał się i chociaż straszne majaki znikały,bicie serca i niepokój wypędzały go z pościeli.szybkimi nierównymi krokami chodził po pokoju,dopóki zmęczenie-bo sen wciąż nie przychodził-nie ułożyło go ponownie miedzy palącymi poduszkami.
Jednej z takich bezsennych nocy,leżąc i przewracając się w łóżku,przemyśliwał,czym by tu rozproszyć swoje troski i rozwiać posępne dumania.Wpadł na pomysł,żeby przejrzeć stare papiery,jeszcze za czasów majorowego dziada złożone w mocnym, dębowym kufrze i umieszczone pod łóżkiem starego,zaś po jego śmierci wraz z rozmaitymi ,innymi ,zbędnymi rupieciami,w tym że kufrze skazane przez ojca majora na wieczyste zapomnienie w ciemnym koncie strychu.Sam major,który z braku czasu nigdy nic nie czytał,pozostawił je całkowicie na łasce moli i wilgoci,inni zaś,widząc,że nie ma tam czego szukać,przechodzili obok kufra obojętnie i nawet nie raczyli nań spojrzeć.Czegóż to człowiek nie wymyśli ze zgryzoty i nudy!Budzi przeto major swoich chłopców,posyła ich z latarnią na strych i nie może się doczekać,kiedy przyniosą mu kufer.W końcu czterej chłopcy z trudem go wtaszczyli:okuty był szerokimi wstęgami żelaznej blachy,zamknięty na wielką kłódkę,a ponadto przewiązany kilkoma rzędami mocnych niegdyś sznurów,od których przeciągnięte były sznureczki opieczętowane pod i na wieku pieczęcią dziada.Chłopcy ze stukiem spuścili kufer na ziemię,przegniłe sznury odpadły,a pył,który opadł na wieku,przez kilka dziesiątków lat,wzbił się słupem do góry.Major,który już zawczasu odszukał klucz,włożył go do kłódki i mocno przekręcił,ale ów wysiłek był zbyteczny,języczek kłódki przerdzewiał od wilgoci i urwał się przy pierwszym dotknięciu,ucho odskoczyło i kłódka odskoczyła na podłogę.To samo powtórzyło się z wiekiem-rdza przeżarła także żelazne zawiasy.
Ciężki zaduch zeprzałej w papierach wilgoci nie powstrzymał majora,który dziarsko przystąpił do dzieła.Chłopcy,należycie oceniając piśmienność swego pana i dziwiąc się niesłychanej jak na niego pasji czytelniczej,z uszanowaniem wycofali się za drzwi,życząc mu w duchu tyleż zadowolenia ze strony zapylonych papierów,ile sami spodziewali się znaleźć na swych twardych posłaniach.Tym czasem major wyjmował jeden po drugim wielkie rulony papierów sklejonych w rodzaj długiej wstęgi i zwiniętych w trąbkę.Były to stare akty kupna-sprzedaży,zapisy,sądowe nakazy przejęcia majątków i dworów,które już dawno zostały rozsprzedane przez jego przodków,albo poszły w obce ręce,oraz dwa lub trzy hetmańskie uniwersały,które"rzeczony hetman z bożej łaski,taki to a taki"podpisał własnoręcznie.wszystko to mało zaspokajało ciekawość majora,dopóki nie nawinęło mu się w końcu przed oczy kilka kajetów,które zawierały,stary,pisany ustawem rękopis opowieści o "słowiku rozbójniku",o"siedmiu mędrcach i młodzieńcu"i tym podobnych.Znalazł się między nimi niewielki,na wpół zetlały kajecik i on właśnie przykul uwagę majora.Był zapisany maczkiem i nie miał żadnego nagłówka,ale kiedy major przebiegł wzrokiem kilka linijek,nie mógł się już z nim rozstać.Bo i po prawdzie urok owego rękopisu był nieodparty.Oto jego początek:
"Wędrujący za hajdacznym traktem skręca za Trzema Kurhanami ku Długiej Mogile.Tam zatrzymuje się na wzgórku,skąd w dniu 6 sierpnia,na godzinę przed zachodem słońca,cień człowieka kładzie się na pół wiorsty po równinie;idzie do miejsca,gdzie cień sie kończy,zaczyna kopać w ziemi,a dokopawszy się na sążeń głęboko,znajduje pokruszone cegły,skorupę glinianych naczyń i warstwę węgli.Pod nimi leż wielki kufer,w którym Chudojar ukrył trzy duże srebrne puchary,trzydzieści sznurów grubych pereł, bez liku złotych pierścieni,naszyjników i kolczyków z drogocennymi kamieniami,oraz sześć tysięcy złotych polskich w skórzanym mieszku..."
Słowem ,było to"podanie o skarbach"zakopanych w różnych miejscach Małorosji i Ukrainy.Im dłużej Maksym Kiriłłówicz czytał,tym bardziej rosło jego zdumienie.Okazało się,że żyje na ziemi,gdzie wystarczy tylko pokopać na sążeń głęboko,aby kąpać się w złocie:wedle słów rękopisu kraina owa była usiana ukrytymi skarbami.Jakże tu nie spróbować szczęścia i nie zająć się poszukiwaniami?Rzecz wydawała się niezwykle łatwa,a zdobycz bardzo bogata.Jedno tylko nie pozwalało majorowi zaraz na drugi dzień przystąpić do dzieła:była wówczas zima i8 pola pokryte głębokim śniegiem-trudno byłoby pod nimi kopać,a jeszcze trudniej odnaleźć znaki umieszczone w rozmaitych uroczyskach nad zakopanymi skarbami.Cóż,trzeba było się z tym pogodzić,rosyjskiej zimy pokonać się nie da;niejeden mógł się o tym przekonać,osobliwie zaś obcy najeźdźcy.A zatem i major zmuszony był odłożyć do wiosny swoje podziemne badania i zadowolić się na razie nadzieją...

CDN