Opowiesci karpackie.

O wszystkim i o niczym, na serio i dla zabawy
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
yukon
Administrator
Administrator
Posty: 10903
Rejestracja: 9 wrz 2012, o 22:46
Województwo: Wybierz
Lokalizacja: Wolna Republika Bieszczad.
Kontakt:

Opowiesci karpackie.

Post autor: yukon »

Bede tu wklejal swoje opowiesci,troche sie juz tego nazbieralo,dosc szybko mi idzie pisanie gorzej z poprawiankem bledow i liter na polskie, to zajmuje kupe czasu :dusi:
Beda to klimaty z roznych czasow z przeszlosci,ale bedzie tez watek z terazniejszosci,calosc bedzie polaczona w cos co mysle ze was zaciekawi. :-D


Odcinek1.Rakietnica Istvana.
1.Zima roku 1914/15 byla straszna,ogromne opady sniegu,mróz przy którym pękały najstarsze karpackie buki sprawiał że walki w tych warunkach były wrecz nieludzkie.
Istvan Csonka wegierski oficer,cały skostniały od mrozu lezał na szczycie wzniesienia,tuż za krzakiem jałowca i bacznie obserwował doline Sanu pod soba, rozkaz był prosty,miał nacisnac spust rakietnicy ,dajac tym samym sygnal do kontrataku na nacierajacych z kotliny rosjan,ale dopiero jak podejdą na 300 krokow.Jego bracia mezny Honved, byli za jego plecami ,bardziej na południe ,dosc daleko.

 Carscy zołnierze ktorych widział już od 15minut szli po cichu,wolno jeden koło drugiego,przyczajeni jak rysie,śnieg mocno skrzypial pod stopami,głowy wcisniete w korpus, za nimi następni strzelcy jak fale ,nic nie zabrzeczało,nic nie błysneło w porannym brzasku,nawet klamry do pasa z pieknymi dumnymi orłami dwugłowymi mieli obszyte filcem,aby przeklęty wróg nie zobaczył w nich odblasku  karpackiego słonca,Mgła nad nimi sie unosiła się jak złowrogi omen.
Po nastepnych 15minutach,Istvanowi wydawalo sie ze potrafi rozpoznac rysy twarzy u rosjan i przekrwione z braku snu oczy,ale to bylo tylko złudzenie,wciaż byli daleko od wegierskiej linii okopów ,w ktorej przyjaciele czekali na jego sygnal, aby najpierw zasypac wroga kulami z ich celnych manlicherow, a nastepnie wyskoczyc jak diabły z okopow i z bagnetami na broni wbić sie w atakujacych rosjan.

Istvan scisnoł w reku rakietnice ipociagnol łyk wody,zmieszanej z samogonem który skonfiskowali miejcowym chlopom we wsi Tworylne gdy musieli opuscic pasmo Odryt i sławny szczyt Trohaniec na ktorym to ich 14 pulk Honvedow okrył sie niesmertelną slawą na wieki.

"Festung Odryt"tak beda pisać w kronikach,ponad 600 chłopa tam zostało na zawsze w zbiorowej mogile,a inskrypcja na ich grobie brzmi tak ze łzy cieżko powstrzymac,kazdy z nas plakał i przykleknął na tej ogromnej zbiorowej mogile naszych braci gdy opuszczalismy tą twierdze

-"Nie płaczcie, że leżymy tak z dala od ludzi, a burze już nam nieraz we znaki się dały
wszak słońce co dzień rano tu nas wcześniej budzi i wcześniej okrywa purpurą swej chwały"

 Oficer Csonka lezał z palcem na spuście wpatrzony w mrok ktory przezedzał sie powoli.Starał się nie mysleć o tym co tu ostatnio przezywał,głód,zimno,w dzień roztopy i wszystko mokre,w nocy mróz dochodził do minus 30stopni,mundury stawały sie twarde jak z blachy,po kilkunastu dniach w takich warunkach przyklejały sie do skóry razem z koszulą,widział nie raz jak ktoś sciągal bluze razem z koszulą a do niej przyklejone były kawalki skóry z pleców własciciela,wszy atakowały falami zajadlej niż rosjanie,ale najgorsza była smierć kolegów z Budapesztu z ktorymi razem przechodził szkolenie.
Do smierci w boju sie przyzwyczaił przez ostatnie miesiące,ale samobójczej smierci przyjacioł nigdy nie zapomni ,nie dalej jak wczoraj Ernest Vach młodszy przyjaciel z ktorym poznał sie w pociagu na stacji w Nowy Łupkow nagle wstał z okopu i pobiegł w dół w ciemny las,w strone rosjan,juz od kilku dni widzialem w jego oczach pustke,wyczerpanie i głód zrobiły swoje,nie wytrzymał,chcialem za nim biec zatrzymac go, ale koledzy w pore mnie złapali i sciągneli w dól okopu ,a nad naszymi głowami zagwizadały wsciekle kule z rosyjskich mosinów.
Co sie stalo z biednym Ernestem nie wiem,po jakims czasie w lesie rozlegly sie strzały i krzyki,Ernest pewnie dotarł do wystawionych czujek rosyjskich,a może to był inny zolnierz ktorych wtedy pełno sie włoczylo po tym przekletym karpackim lesie.
Istvan myslami biegł wtedy do starych czasów gdy dumni kończyli szkołe oficerska,widział jak na żywo swoją żone Katalin i ich jedynego synka Ferenca,ktory za miesiac konczy 8lat,tęsknota była tak straszna że co noc snił o nich i o spacerach po slonecznym Budapeszcie,zakonczonych ostrym wegierkim leczo ze szklanka najlepszego tokaju w ktorejś z knajp na brzegu Dunaju.
Zimno na stanowisku Istvana stawalo sie coraz wieksze choć była to juz koncówka marca to ziąb był straszny,nawet drzewa które się zapaliły kilka godzin wcześniej od ostrzału carskich granatówzgasly,prawie tak szybko jak traciły impet ołowiane lotki z carskich szrapneli 76mm ktorymi rosjanie walili po naszych okopach bez przerwy ostatnie 5 dni.
Oficer wiedział że nastapił własnie ten długo wyczekiwany moment i rosjanie podeszli na 300 kroków...
C.d.n.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
„Bieszczadzkie Pompeje" pokryte „lawą" bujnej karpackiej roślinności.
Awatar użytkownika
yukon
Administrator
Administrator
Posty: 10903
Rejestracja: 9 wrz 2012, o 22:46
Województwo: Wybierz
Lokalizacja: Wolna Republika Bieszczad.
Has thanked: 593 times
Been thanked: 645 times
Kontakt:

Re: Opowiesci karpackie.

Post autor: yukon »

Oficer wiedział że nastapił własnie ten długo wyczekiwany moment i rosjanie podeszli na 300 kroków, nie na darmo w 1914 w Maju dostał piekną odznake sprawnosciową szacującego odległosc, ktorą z dumą nosił na piersi i miniaturke tej odznaki na czapce przez te wszystkie tragiczne dni ostatnich miesiecy.
Powoli nacisnął spust rakietnicy i odrazu popatrzył w niebo aby zobaczyć ten wielki czerwony piuropusz ktory oznaczal atak.
Ale nic sie nie stało!spust ani drgnął,
"co do diabla!"
zaklał pod nosem Istvan,sprawdził komore nabój tam był,szybkim ruchem zamienił naboj,i nacinol spust jeszcze raz,nic!
 cisza!
spust ani na milimetr nie ruszył sie,wtedy Istvan zrozumial,rakiernica zamarzła!
"O Matko Boska"
wyszeptał i poczuł jak włosy mu staja dęba pod czapka a zimny pot zalewa czoło -to koniec!
Probował pocierać komore o spodnie ,odkrecil drzacymi rekami manierke, nalał wody zmieszanej z samogonem ktory nigdy nie zamarazał w elementy spustu,nic!skoczył Istvan na rowne nogi,nie patrzył ze rosjanie przechodza 20 krokow od niego,widział ich wyraznie,jak na wyciagniecie reki,te twarze zacięte,bagnety długie sztiki załozone na mosiny,oni go nie widzieli wpatrzeni w swoj cel,cel ktory z każdym krokiem przyblizał ich do zwycięstwa lub smierci.
Istvan Csonka ostatnim nadludzkim wysiłkiem nacisnoł spust rakietnicy, poczuł jak spust sie zwalnia,pot mu zalewal czoło mimo strasznego mrozu,nie czuł nic,patrzył w niebo przez kilka sekund aż zdał sobie sprawe że nie usłyszał znowu wystrzału,spojrzał na rakietnice i nogi sie pod nim ugieły,spust w rakietnicy sie zlamał pod naporem jego strasznego nadludzkiego ścisku...
To koniec,smierc!zapózno aby zawiadomić swoch,Csonka dobył swojego pistoletu Steyer i zaczał walić prosto w rosjan,miał nadzieje że dowództwo w okopach da sygnał do otwarcia ognia po jego strzałach,jeśli nie to wszyscy cały pułk 14 jest zgubiony,carscy podeszli zbyt blisko!
Po pierwszym strzale rosjanie ktorzy byli blisko Istvana, natychmiast skierowiali w jego strone swoje bagnety,Istvan zdarzył jedynie krzyknać "O Boże!!"  krew trysnela ustami gdy carski bagnet przebił mu płuca.
Gdy Istwan Csonka wypalił po raz ostani ze swojego pistoletu i padł martwy,carscy wydali bojowy okrzyk,z ponad 2000 gardeł wydarł sie krzyk straszliwy,krzyk ktorego nacje bały sie w calej europie,bylo to staroslowianskie zawołanie bojowe do ataku, narastajace powoli  i gasnące ale tylko na chwile ,aby po chwili jeszcze bardziej wskoczyc na wyższy ton:"huraaaaa..."i aby na koniec z tym ostatnim długim "a" wedrzec sie  w okopy calkowicie zaskoczonego wroga...
Wtem stała sie rzec dziwna,straszna mozna by rzec,na atakujacych rosjan ktorzy byli tuż przed okopami całkowicie zaskoczonych wegrów posypała sie nawała stali i ołowiu,wiecej niz 200 carskich zonierzy poleglo bądz zostało rannych w 4 minuty.
Honvedzi zaczeli wiwatowac,mysleli ze to z ich dział ogień,i że  wreszcie te działa dotarły od strony Cisnej im na pomoc,ale za chwile zrozumieli swój bład,a własciwie bład carskich kanonierów,bo ta pierwsza salwa to był ogień od rosjan na rosjan.
Nastepny ostrzał kladł sie juz równo po AW okopach ktore nie miały żadnej ogniowej osłony.Carscy z bagnetami na broni i nozami w zebach, wdarli sie w okopy honvedu siejac spustoszenie,były to sławne karne pułki syberyjskie,najlepsi z najlepszych w krwawym rzemiosle wojennym.
Bitwa w okopach trwala 6godzin,niestety szala zwycięstwa przechylala sie na strone rosjan i gdy tylko carscy artylerzysci wpadli w okopy ze swoimi bebutami to byl koniec dla tego  pułku honvedu,prawie nikt nie przezył,nikt nie dawał pardonu,moze garska 30-40 udało sie przedrzec bagnami w strone  Woli Michowej i połączyc sie z innym wojskiem C.K.,reszta zostala pod Otrytem na zawsze,ich kosci...
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
These users thanked the author yukon for the post:
mario 1977
Rating: 5.56%
„Bieszczadzkie Pompeje" pokryte „lawą" bujnej karpackiej roślinności.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Na każdy temat”