Śmierć za medalik

Nasza pasja w prasie, literaturze, filmach...
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Festung
SPEC
SPEC
Posty: 1522
Rejestracja: 8 lis 2012, o 18:35
Województwo: Wybierz
Lokalizacja: Sátoraljaújhely

Śmierć za medalik

Post autor: Festung »

Uratowało mnie tylko to, że byłem niepełnoletni i do ukończenia 18 lat brakowało mi cztery miesiące. Prokurator powiedział mi wprost. Gdybyś był pełnoletni, dostałbyś czterokrotną karę śmierci! Najpierw w pierwszej instancji dostałem 15 lat, później Sąd Najwyższy anulował mi 5 lat. Z Włodawy przenieśli mnie na zamek w Lublinie.



Dowódca Stanisława Pakuły zginął 3 stycznia 1947 r. w wieku 22 lat.

-W czasie akcji na siedzibę oddziału KBW w Siemieniu k/ Parczewa „Jastrząb” w swoim zwyczaju poszedł do wartownika, żeby go rozbroić - wspomina Stanisław Pakuła. - Był ubrany, jak zwykle, w mundur oficera UB. Akcja w zasadzie zakończyła się sukcesem. Po krótkiej wymianie strzałów żołnierze KBW złożyli broń. Jednak, gdy umilkły strzały okazało się, że „Jastrząb” leży na śniegu i krwawi. To ja przyniosłem dwie pierzyny, by go jakoś ułożyć. Poleciałem też po konie, ale Janusz Tracz „Kłos” znalazł je wcześniej. Położyliśmy „Jastrzębia” na jednej pierzynie i przykryliśmy go drugą. Zmarł po dwóch godzinach. Postrzały, które otrzymał w brzuch, okazały się śmiertelne. Wiele wskazywało na to, że kule, które dosięgły go nie padły ze strony wroga, ale z boku od jednego z ludzi należących do oddziału.”

„Mała Moskwa”

„Domniemany zabójca został zlikwidowany na polecenie „Żelaznego”, który zastąpił „Jastrzębia” w dowodzeniu oddziałem. Zabrał on ze sobą do grobu jedną z wielkich tajemnic podziemia niepodległościowego na Lubelszczyźnie. Do dziś nie ma zresztą pewności, że B. strzelał do dowódcy, ani też jak naprawdę się nazywał. „Żelazny”, który przejął oddział po bracie starał się jeszcze walczyć, choć oddział zaczął topnieć. Ostatnią wielką akcją, w której wziąłem udział, była pacyfikacja Puchaczewa, zwanego z powodu liczebności funkcjonariuszy partyjnych i konfidentów z bezpieki „Małą Moskwą”. Akcja ta strasznie wkurzyła komunistów. Po niej UB tak zaczęło nam deptać po piętach , że „Żelazny” uznał, że z dużym oddziałem już się działać nie da. „Żelazny” dał mi 10 tys. złotych i mówi - ty masz dużo przyjaciół z wojska. Jedź, szukaj kwater, w których nasi ludzie mogliby przezimować. Kazał mi ulokować ich po dwóch, trzech. Wierzył że wiosną na nowo się spotkamy, bo wybuchnie III wojna światowa. Ja pojechałem i z zadania wywiązałem się całkiem nieźle. Znalazłem potrzebne kwatery.

UB otoczyło dom

„Koło Łodzi w Gałkówku trzech gospodarzy zgodziło się przyjąć naszych chłopaków. Obok Koszalina też znalazłem trzy miejsca nadające się na meliny, w których też mogliby się ukryć. W pobliżu Szczecina również zorganizowałem dwie meliny, w których nasi mogliby przetrwać. Wróciłem na Lubelszczyznę, żeby zameldować mu o wykonaniu zadania. Jedną noc spędziłem w Załuczu Starym. Później przyszedłem do Montajów, do których ściągnięto moja mamę. Ta od razu powiedziała - Synu, co tydzień otaczają naszą chałupę i ciebie szukają, w domu nie masz się więc co pokazywać. Ja jednak wieczorem przemknąłem się do rodzinnego domu, by przenocować na wyżkach nad oborą. W nocy UB otoczyło dom matki. Przyjechał duży oddział łącznie z tankietką. Stawianie oporu nie miało sensu. Podobno szwagier mnie sprzedał, ale nie wiem, czy to prawda. Ja w każdym bądź razie nie mam do nikogo pretensji i dziękuję Bogu, ze wyszedłem z tej opresji żywy. Wtedy w nocy wsadzili mnie do tej tankietki i zawieźli do Włodawy. Ubowcy byli wściekli. Wcześniej ktoś zatrzymał komendanta powiatowego MO. Poszło to na konto „Żelaznego”, choć on nie miał z tym nic wspólnego. Jak się później okazało, ataku na komendanta MO dokonała UPA. Mnie od razu wzięli w obroty i zaczęli lać, żebym się przyznał do tego, że brałem udział w napadzie na komendanta MO we Włodawie.”

Bili pałkami po piętach

„Kazali mi uklęknąć na stołku i zaczęli bić pałkami po piętach. Bardzo szybko zemdlałem. Wylali na mnie wiadro wody. Gdy oprzytomniałem, pokazano mnie dwóm żołnierzom , którzy byli świadkami akcji na komendanta milicji. Oświadczyli, że mnie nie widzieli. Widziałem, że teraz dadzą mi spokój. Tymczasem teraz dopiero się zaczęło. Lali mnie na okrągło, pytając - bandyto, gdzie jest „Żelazny”? - Mdlałem w sumie siedem razy z bólu. Co rusz wylewali mi wiadro wody na łeb, żebym był przytomny. Starałem się im tłumaczyć, że to oni lepiej powinni wiedzieć, gdzie jest „Żelazny”, bo ja już dawno postanowiłem porzucić i przybyłem do matki, żeby się zgłosić do ujawnienia. Uśmiechnęli się tylko na moje sugestie. Zawsze, gdy mnie bili pamiętałem słowa matki. Ona powiedziała mi: ”Synu, gdybyś wpadł, wal wszystko na nieboszczyków. Zmarły nie wstanie i nie potwierdzi. ”Moja matka była bardzo dzielną kobietą. Aresztowano ją dość szybko, gdy UB zorientowało się, że jest ona matką bandytów. Nie wiem, jak matka zniosła te oskarżenia, bo od roku poddawali ją torturom. Oprawcy wybili jej wszystkie zęby. Nigdy jednak nikogo nie zdradziła. Ja w końcu musiałem się przyznać, że we Włodawie zaczął stacjonować 49 pułk piechoty z Ostródy, którego żołnierze mnie znali. Niczego nie mogłem się wyprzeć, bo przyprowadzali świadków, którzy mnie widzieli. 28 listopada 1947 r. k/ cerkwi we Włodawie zrobili mi pokazówkę.”

Na Zamek w Lublinie

„Uratowało mnie tylko to, że byłem niepełnoletni i do ukończenia 18 lat brakowało mi cztery miesiące. Prokurator powiedział mi wprost. Gdybyś był pełnoletni, dostałbyś czterokrotną karę śmierci! Najpierw w pierwszej instancji dostałem 15 lat, później Sąd Najwyższy anulował mi 5 lat. Z Włodawy przenieśli mnie na zamek w Lublinie. Tam odsiedziałem jeden rok. W połowie czerwca 1948 r. wywieźli mnie do Wronek. Wraz ze mną pojechał Juchynek z Krasnego Stawu, „Podkowa” Tadeusz Kuncewicz , a także Jan Szatowski „Kowal”, jeden z dowódców 27 Wołyńskiej Dywizji AK. Z „Kowalem” siedziałem później w jednej celi. Przez pół roku opowiadał mi o swoich bojach. O Satanowskim mówił tylko dobrze. Podkreślał, że dzięki niemu wielu żołnierzy dywizji nie wpadło w łapy UB. Satanowski wszystkim wydawał zaświadczenia , ze byli oni w jego oddziale i dzięki temu mogli się roztopić w ogólnej masie i nikt ich nie poszukiwał. Warunki zarówno w Lublinie, jak i we Wronkach były bardzo ciężkie. Na zamku w Lublinie każdy strażnik mógł zabić więźnia i nie musiał się z tego tłumaczyć. We Wronkach było podobnie. Tam były straszne warunki.”

Umierał dwa tygodnie

„Opowiem tylko taki moment. Siedział ze mną Kamiński Józef z Białostockiego 1925 rocznik, który na szyi nosił medalik z Matką Bożą. Oddziałowemu Dudzikowi pochodzącemu z Szamotuł to się nie spodobało. Był to zwykły cham i bydlę. W 1949 r. , gdy wprowadzono tzw. „tolerancję religijną”, zakazującą uprawiania propagandy religijnej i prześladowania z powodów religijnych. Dudzikowi nie spodobał się ten medalik. Spojrzał na niego i zapytał- No co, wieszał się będziesz? - On odpowiedział, że to jego symbol wiary. - Dudzik wtedy - ja ci go każę zdjąć! - Kamiński odpowiedział, że nie zdejmie, bo ten łańcuszek matka mu dała! - Dudzik wtedy zerwał mu z szyi ten medalik. Kamiński, jak mu walnął, to ten fiknął dwa koziołki! Na oddziale ogłoszono alarm. Wszystkich zagoniono do cel, a Kamińskiego zostawiono na korytarzu. Myśmy w celi słyszeli tylko jego jęki - oj, oj! Do celi już nie wrócił. Gdy zapytaliśmy później Dudzika, co się z nim stało, ten oświadczył, że - Kamiński zmarł na serce! - Zakatowali go na śmierć. Później pantoflową pocztą dowiedzieliśmy się, że w więziennym szpitalu umierał jeszcze dwa tygodnie. Oprawcy odbili mu nerki i zanieśli do szpitala, żeby zdychał. Warunki życia we Wronkach były bardzo ciężkie.”

„Żelazny” pamiętał

„Przede wszystkim nie mieliśmy co jeść. Mogliśmy tylko kupować jedzenie w kantynie na tzw. „wypiskę” pod warunkiem, że rodziny przysyłały więźniom pieniądze. Mnie nie miał kto przysyłać pieniędzy, bo moją mamę UB aresztowało, a sąd skazał ją na pięć lat więzienia za pomoc bandytom. Mnie dwa razy pieniądze na „wypiskę” przysyłał „Żelazny”. Dwa razy od niego dostałem przekazy po tysiąc złotych. Oczywiście nie podpisywał się on na przekazie pseudonimem, ale „stryjek Roman”. Wiedziałem, że to on, bo pod tym pseudonimem wysyłał zawsze pieniądze ludziom aresztowanym przez UB. Później już pieniądze nie dochodziły. Być może administracja więzienna je przejmowała. „Żelazny” chodził jeszcze po terenie do 1951 r.

cdn.

Marek A. Koprowski
http://www.kresy.pl/kresopedia,historia ... za-medalik#
Gdybym był cukierkiem jaki miałbym smak?
Byłbym twardym cukierkiem, innych opcji brak!
Dlaczego twardym skąd wybór taki?
One się wszystkim dają we znaki.
Stara szakala bajka.....
ODPOWIEDZ

Wróć do „Media i literatura”