W poszukiwaniu eldorado

Nasza pasja w prasie, literaturze, filmach...
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
viwaldi
Porucznik
Porucznik
Posty: 624
Rejestracja: 13 sie 2014, o 10:44
Województwo: Wybierz

W poszukiwaniu eldorado

Post autor: viwaldi »

Polska nie jest rajem dla łowców skarbów. Tymczasem w niektórych rejonach świata można na tym nieźle zarobić.

Poszukiwanie skarbów to przygoda i zajęcie dla pasjonatów, których mierzi rutyna i nuda zwykłej pracy. W sprzyjających warunkach może się stać sposobem na zarabianie godziwych pieniędzy. W Polsce jest to bardzo trudne, ale jest kilka miejsc na naszej planecie, gdzie lokalne prawo jest bardziej przyjazne dla archeologów amatorów. Zazwyczaj poszukiwacze skarbów rozpoczynają swoją przygodę od zakupu podstawowego sprzętu archeologicznego, czyli wykrywacza metali i saperki.

Największy skarb Szwecji


Na rynku mamy do wyboru bardzo szeroki asortyment tego typu produktów, od urządzeń hobbystycznych po sprzęt w pełni profesjonalny. W większości przypadków poszukiwacze amatorzy kupują najtańsze urządzenia typu coin finder (poszukiwacz monet) i zniechęceni pierwszymi niepowodzeniami odstawiają je do szafy. Tymczasem jeśli chce się zająć tego rodzaju działalnością na poważnie, niezbędny będzie profesjonalny biznesplan. Podstawą kalkulacji kosztów i przewidywanych zysków musi być wiedza historyczna o regionie, na którego obszarze będziemy prowadzić poszukiwania. Dopiero wtedy możemy określić prawdopodobieństwo znalezienia przedmiotów z określonego okresu historycznego.

W Polsce najwięcej osób uprawia indywidualne poszukiwanie skarbów na bałtyckich plażach. Domorośli łowcy skarbów nie wybierają zaplanowanych tras, ale idą jak popadnie wzdłuż brzegu morza. Najczęściej znajdują jedynie współczesne monety lub tanią biżuterię zgubioną przez nieuważnych plażowiczów. Na dużo większe zyski mogą liczyć profesjonalni poszukiwacze.

Przykładem jest sukces zespołu pod kierownictwem szwedzkiego eksploratora Richarda Lundgrena w 2012 r. Po 20 latach żmudnych poszukiwań, dziesiątkach godzin spędzonych w archiwach i setkach godzin penetracji dna morskiego szwedzcy łowcy skarbów odnaleźli wypełniony monetami wartymi miliony euro największy okręt, jaki pływał po morzach świata w XVI wieku – szwedzki galeon „Mars". Okręt o wyporności 1800 ton zatonął w maju 1563 r., prawdopodobnie w wyniku przypadkowego wybuchu w prochowni. Przez 450 lat czekał na odkrywców na głębokości 73 metrów niedaleko szwedzkiej wyspy Olandia. Jego odkrycie było tak wielkim wydarzeniem w historii Szwecji, że nurków odwiedził sam król Karol XVI Gustaw, który łamiąc oficjalny protokół dworski, podpisał się na skrzynce, do której wkładano odnalezione monety. Dotychczas wydobyto jedynie jedną trzecią zawartości ładowni statku. We wraku galeonu nadal znajdują się 4 tys. starych monet. To wielki skarb, który może skusić niejednego złodzieja. Dlatego precyzyjna lokalizacja obiektu jest utrzymywana w tajemnicy.

Nasz niewielki Bałtyk kryje o wiele więcej skarbów, niż mogłoby się nam wydawać. Galeon „Mars", lotniskowiec „Graff Zeppelin" czy XVI-wieczny żaglowiec „Sea Horse" to zaledwie początek długiej listy 50 tys. jednostek spoczywających na dnie naszego morza. Mimo to akwen ten omija większość profesjonalnych firm poszukujących skarbów. Bardzo restrykcyjne przepisy niemal wszystkich krajów nadbałtyckich traktują zawartość archeologiczną tego morza jako własność narodową.

Galeony pełne złota

Są jednak takie rejony na świecie, gdzie poszukiwanie skarbów naprawdę się opłaca. Światowym centrum takiej działalności jest Morze Karaibskie. Na jego dnie spoczywają ogromne bogactwa, wśród których najważniejsze są zatopione statki armady hiszpańskiej, wypełnione złotem, srebrem i drogocennymi kamieniami kultur prekolumbijskich. Między XVI a XVIII wiekiem hiszpańska flotylla handlowa przewoziła z Nowego Świata do hiszpańskich portów 20-procentowy podatek w metalach i towarach zwany quinto. Dodatkowo wielu gubernatorów i możnych kolonii zamorskich uprawiało kontrabandę i wysyłało do ojczyzny na własną rękę zagrabione kosztowności i nieopodatkowane dobra. W latach 1622, 1715 i 1733 ogromne huragany karaibskie spowodowały zatopienie znacznej części floty hiszpańskiej przewożącej te precjoza. Do tego armada zaczęła być nękana przez piratów i rozwijające się floty Francji i Anglii.

Obecnie szelfowe, pełne mielizn i czyste jak łza wody Morza Karaibskiego przeczesują statki poszukiwawcze wyposażone w coraz nowocześniejszy sprzęt. Od kilku lat wśród amerykańskich milionerów panuje gorączka poszukiwania skarbów. Wywołał ją Greg Brooks, założyciel firmy Sub Sea Research (SSR), który w 2009 r. oświadczył, że odnalazł u wybrzeży Ameryki Południowej wrak statku, w którym znajduje się 10 ton złota w sztabkach, 70 ton platyny, 1,5 tony diamentów oraz 16 mln karatów brylantów o rynkowej wartości 3,6 mld dol. Jeżeli słowa Brooksa zostaną potwierdzone, będzie to największy skarb odnaleziony kiedykolwiek. Już czwarty rok firma Brooksa gromadzi sprzęt niezbędny do wydobycia bogactwa ze statku, któremu nadała kryptonim „Niebieski Baron". Wbrew pozorom jest to operacja niezwykle droga i skomplikowana. Nazwa „Niebieski Baron" jest jedynie kamuflażem. W środowisku poszukiwaczy skarbów krążą plotki, że chodzi o zatopiony w 1942 r. przez niemiecką łódź podwodną U-87 frachtowiec „Port Nicholson", który obecnie miałby znajdować się ok. 64 km od wybrzeża Gujany.

Poszukiwania skarbów w rejonie Morza Karaibskiego przynoszą ogromne zyski. Wymagają jednak równie dużych nakładów. Rzadko się zdarza, by drobni odkrywcy mogli konkurować z takimi gigantami, jak Odyssey Marine Exploration (OME) – największa na świecie firma poszukująca skarbów. Jej roczny budżet wynosi 240 mln dol., a wielkość zysku pozostaje tajemnicą.

Spór o prawo własności

W 2007 r. Odyssey Marine Exploration odkryła u wybrzeży Gibraltaru zatopiony przez Anglików w 1804 r. galeon „Nuestra Senora de las Mercedes", któremu nadała nazwę „Czarny Łabędź". Wydobyła z tego statku po kryjomu, bez pozwolenia władz hiszpańskich, ponad 594 tys. złotych i srebrnych monet o łącznej wartości pół miliarda dolarów. Skarb został przewieziony na Florydę i dopiero tutaj oficjalnie zgłoszony władzom celnym. Odyssey Marine Exploration zakładała, że prawo stanowe będzie chroniło znalazcę jako właściciela. Tymczasem Hiszpania wystąpiła o zwrot skarbu do amerykańskiego sądu federalnego, uzasadniając swoje roszczenia faktem, że wrak zatopiony na jej wodach terytorialnych stanowi własność korony hiszpańskiej. Amerykańskie prawo federalne nie jest dość precyzyjne w kwestii przyznawania prawa własności znalazcy skarbu. Szczególnie w przypadkach, kiedy mogą żyć spadkobiercy lub o zwrot znalezionego skarbu mogą się upomnieć firmy ubezpieczeniowe. Ostatecznie wyrokiem sądu pierwszej instancji, potwierdzonym po apelacji przez Sąd Najwyższy USA, skarb został zwrócony Hiszpanii.

Czy zatem zawsze opłaca się poszukiwanie skarbów na dnie mórz i oceanów? W 2001 r. UNESCO przyjęła konwencję o ochronie podwodnego dziedzictwa kulturowego. Prawo to ratyfikowało zaledwie 16 państw, a większość krajów świata, z USA i Wielką Brytanią na czele, uznało je za niezgodne ze swoim prawem krajowym.

Na obszarach, gdzie nie obowiązuje konwencja UNESCO i nie ma innych przepisów lokalnych, uznaje się zasadę, że wrak jest własnością konkretnego państwa, jeżeli spoczywa na dnie w odległości do 22 km od jego linii brzegowej. Czy to oznacza, że można wydobywać bez licencji zawartość wraków znajdujących się w odległości przekraczającej ową linię? W większości krajów świata dodatkowo wymagane jest lokalne pozwolenie na eksploatację takich obiektów. Ponadto, aby przejąć na własność zawartość wraku, trzeba zamieścić ogłoszenie w mediach publicznych o znalezisku wraz z jego opisem. Jeżeli nikt w wyznaczonym terminie nie zgłosi roszczenia, to staje się ono własnością odkrywcy.

Ciężka łapa fiskusa

Takie utrudnienia prawne nie zniechęcają poszukiwaczy zarabiających na tej działalności ogromne pieniądze. Eksperci najbardziej znanego ubezpieczyciela świata – brytyjskiego Lloyd'sa – wyliczyli, że od 1 r. n.e. do 2000 r. każdego roku tonęło średnio 500 statków. Oznacza to, że na dnie naszych mórz i oceanów znajduje się ponad milion wraków, z czego 3 tys. zawierają ładunki o wartości liczonej w dziesiątkach i setkach milionów dolarów.

W Polsce poszukiwanie skarbów jest traktowane tak samo jak pospolita kradzież. Wszystkie zabytki o charakterze archeologicznym pozyskiwane w wyniku profesjonalnych poszukiwań czy nawet przypadkowego znaleziska stanowią własność Skarbu Państwa. Na pierwszy rzut oka przepis ten wydaje się wyjątkowo niesprawiedliwy. Należy jednak pamiętać, jak wiele skarbów kultury narodowej nasz kraj utracił w wyniku rabunkowej i barbarzyńskiej polityki zaborców i okupantów. Z tego powodu legalne poszukiwanie zabytków archeologicznych czy innych skarbów kultury narodowej wymaga zezwolenia wojewódzkiego konserwatora zabytków właściwego dla miejsca, w którym zabytek ten jest przechowywany po odnalezieniu.

Czy zatem wszystko, co znajdziemy w ziemi i co stanowi jakąś wartość majątkową lub historyczną, musimy zwrócić państwu? Niestety, poszukiwacze skarbów nadal czekają na uchwalenie nowej ustawy o rzeczach znalezionych, która miałaby nowelizować przepisy art. 183–189 ustawy z 23 kwietnia 1964 r. – Kodeks cywilny (DzU nr 16, poz. 93 ze zm.). Taki projekt pojawił się w 2010 r., ale przepadł podczas prac rządu.

Na pocieszenie zostaje jedynie przepis, który mówi, że znalazca, który spełni swoje obowiązki – a więc przekaże niezwłocznie znalezione pieniądze, papiery wartościowe, kosztowności czy rzeczy mające wartość naukową lub artystyczną na przechowanie właściwemu organowi państwowemu – może żądać znaleźnego w wysokości jednej dziesiątej wartości rzeczy. Roszczenie musi zgłosić najpóźniej w chwili wydania rzeczy osobie uprawnionej do odbioru. Pamiętać także należy, że na koniec naszej przygody ze skarbami zgłosi się do nas fiskus z żądaniem zapłacenia podatku od przychodu od kwoty znaleźnego i kwoty wynagrodzenia za znalezienie „skarbu" lub ewentualnej kwoty nagrody.

http://www.rp.pl/Styl-zycia/310269850-W ... orado.html
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Media i literatura”